sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 1 First steps parenthood

*Laura*
Leżałam na łóżku obudzona przez promienie słoneczne. Nigdy nie zasłaniam rolet, bo w nocy lubię oglądać księżyc. Przekręciłam się na prawą stronę, gdzie spotkałam się z rozluźnioną twarzą blondyna. Powiek miał zamknięte, a usta lekko otwarte. Rozczochrane włosy dodawały mu tylko uroku. Podparłam się na jednej ręce, a drugą pogłaskałam policzek blondyna. Ross ziewnął i się przebudził. Spojrzał na mnie jeszcze sennym wzrokiem.
- Dzień dobry, kotku. - zaśmiałam się.
- Dzień dobry, skarbie... - ziewnął po raz kolejny. - która godzina? - zapytał przeczesując włosy do tyłu.
- Ósma. Za dwie godziny idę do pracy. - powiedziałam opadając z powrotem na poduszkę. Blondyn przekręcił się w ten sposób, że znajdował się nade mną.
- Skończyłaś projekt? - uniósł wysoko brwi.
- Tak. A masz wątpliwości? - zaczęłam się z nim droczyć. Posłał mi jeden ze swoich czarujących uśmiechów i przybliżył się do mojej twarzy.
- Cały czas na wykonanie projektu spędziłaś ze mną i rodzeństwem, prawda? - mruknął w moje usta.
- Może i tak. - kontynuowałam. Blondyn uśmiechnął się ostatni raz i pocałował mnie. Kocham kiedy to robi. Wtedy czuję się jakbym przenosiła się do innego wymiaru. Niestety nie mogło to trwać wiecznie, bo do pokoju wleciały dzieciaki.
- Aaaa! Oni znowu to robią! - krzyknął Riker i uciekł z naszego pokoju. Za to Ross pod wpływem krzyku jego młodszego brata sturlał się ze mnie i spadł na podłogę.
- Jezu Ross! Nic Ci nie jest? - gwałtownie podniosłam się i spojrzałam na mężczyznę. - Widzisz! Miałam rację, żeby kupić dywan, a ty nie chciałeś!
- Będziesz mi to teraz wypominać? - skrzywił się i masując plecy usiadł po turecku. - Rydel ile razy Wam mówiliśmy, żeby pukać do naszych drzwi?
- Ale to nie ja! To Riki! - broniła się blondynka.
- To on chciał Was obudzić nie my. - uśmiechnęła się słodko Vanessa. Przekręciłam oczami.
- Chodź tu młoda! - uśmiechnęłam się do niej, a dziewczynka wskoczyła mi na ramiona.
- A ja? - zapytała się oburzona Rydel. Ross podniósł się z podłogi i łapiąc dziewczynkę pod pachami posadził ją sobie na szyi.
- Gdzie Riker? - zapytał się.
- Rikuś uciekł do pokoju. - powiedziała śmiejąca się Vanessa.
- Niby taki najstarszy bratek, a taki baran. - dodała Rydel. Zaśmiałam się wraz z Ross'em.
- No to idziemy do niego! Trzeba zrobić śniadanie! - zarządziłam i wszyscy razem udaliśmy się do pokoju Vanessy, Rydel i Riker'a. Na miejscu postawiłam Van na podłogę podobnie jak Ross postawił Rydel. Obie dziewczynki poleciały do szafy blondyna. Otworzyły ją i jak to dzieci zaczęły piszczeć, i uciekać przed wychodzącym z niej Riker'em.
- Riker ty jesteś ten najstarszy, prawda? - spytał dla pewności mój mąż. Chłopak wzruszył ramionami. - dobrze nie było tematu...
- Która dziewczynka pójdzie ze mną robić śniadanko? - zapytałam z uśmiechem.
- Ja, ja! - Rydel i Vanessa zaczęły się przekrzykiwać. Udałam, że się zamyślam, po czym kucnęłam i dopiero im odpowiedziałam.
- Obie mi pomożecie. - powiedziałam na co zaczęły wesołe skakać i krzyczeć. Złapałam Van i Rydel za rączki.
- To teraz my ścielimy stół? - zapytał Ross, na co pokiwałam głową. - chodź Riker! - blondyn objął brata za ramiona i razem zeszliśmy na dół do salonu. Tam drogi damsko-męskie się rozeszły, bo ja poszłam do kuchni z dziewczynkami, a Ross z bratem zaczęli szykować stół.
- Cio będziemy robić? - zapytała słodko Delly. Podniosłam ją i posadziłam na blat podobnie jak Vanessę.
- Dzisiaj będą naleśniki! - uśmiechnęłam się, a dziewczynki z entuzjazmem zaklaskały w dłonie.
- Pomożecie mi zrobić ciasto, a ja później je usmażę. Pod koniec będzie wasza ulubiona część! - dodałam.
- Dżem! - krzyknęła Vanessa, na co pokiwałam głową i zabrałam się do pracy. Wyjęłam potrzebne składniki: mąkę, jajko, cukier, mleko i trochę wody gazowanej. Do wyjętej miski wsypałam mąkę i cukier, następnie wlałam szklankę mleka i pół szklanki wody. Wbiłam jajko i zaczęłam mieszać. Brunetka i blondynka z zaciekawieniem obserwowały moje poczynania. Dałam ciasto do mieszania Vanessie, a Rydel wzięłam na ręce i powiedziałam by wzięła olej. Jedną ręką postawiłam patelnie na odkręconym już gazie. Podałam Vanessie chochelkę, a od Delly przejęłam olej.
- Teraz się skupcie, bo pierwszy raz w życiu pozwalam Wam takie coś robić. I ani słówka Ross'owi. - dziewczynki pokiwały głową. - Vanesso ty będziesz nalewać tak mniej więcej całą chochelkę ciasta na patelnię, a w tym czasie Rydel, która będzie ją trzymała zadba o to by ciasto rozlało się po niej całej. Ja ostatnią wolną ręką będę przekładać naleśniki na drugą stronę i gotowe odkładać na ten oto talerzyk. - pokazałam na talerz, a one mi przytaknęły. W ten sposób Vanessa nabierała ciasto i wylewała je na patelnie podczas, gdy Rydel sprawnie obydwiema rączkami przekręcała patelnię. Wykonanie naleśników za pomocą tej techniki zajęło nam niecałe 20 minut. Dziewczyny były z siebie dumne jak nigdy. W końcu to ich pierwsze naleśniki. Odstawiłam Rydel, a Vanessa zeszła z blatu. Obie podbiegły do mniejszego stolika, gdzie czekały na nie placki. Dałam im po dwie łyżki i do wyboru dżem truskawkowy, dżem brzoskwiniowy, nutellę oraz roztopiony serek. Dziewczynki zawzięcie wykonywały swoja pracę podczas, gdy ja zmywałam naczynia. Do kuchni wszedł Ross z Riker'em. Podeszli do szafy i wyjęli pięć talerzyków, pięć widelców, dwa noże i trzy małe plastikowe noże dla dzieci. Wyszli ze zdobyczą. Ja skończyłam zmywać, więc wyjęłam z kredensu pięć szklanek po czym zaniosłam je do ''jadalni'' w salonie.
- Zgaduję, że są naleśniki. - powiedział Ross patrząc w moją stronę.
- Bo zauważyłeś jak dziewczynki bawiły się smakami jak przechodziłeś czy wyniuchałeś? - spytałam.
- To i to. - zaśmiał się, a ja przekręciłam oczami. Wróciłam do kuchni. Dziewczynki skończyły smarować i zawijać w trójkąciki wszystkie placki. Uśmiechnęłam się do nich dziękująco.
- Dziękuję kochane. Mam u Was dług. Co chcecie? - zapytałam, a one zaczęły się naradzać.
- Chcemy tego misia z zestawy. Razy dwa! - krzyknęła wesoła Vanessa, a Rydel pokiwała głową.
- Dobrze. - odpowiedziałam im. - zanieście jeszcze te dwa soczki pomarańczowe, a ja zaraz do Was dołączę. - powiedziałam wręczając im po jednej butelce. Dziewczynki zniknęły za drzwiami, a ja schowałam resztę dżemów. Niestety nutella i serek poszły całe, więc opakowania wyrzuciłam. Łyżki umyłam, a następnie powycierane wsadziłam do szafy. Weszłam do salonu, gdzie był już pięknie zaścielony stół i na każdym talerzu podzielone już naleśniki.
- Smacznego. - powiedziałam.
- Smacznego! - odpowiedzieli mi wszyscy.

*Ross*
Po śniadaniu każdy z nas poszedł do pokoju żeby się ubrać i również odświeżyć się. Dzieci mają osobne łazienki, więc nie ma problemu. Była już godzina 9:15. Czyli Laura wychodziła do pracy.
- Masz na pewno wszystko? - spytałem.
- Tak, klucze od domu mam, pieniądze mam, klucze od samochodu mam, telefon mam, projekt mam. Raczej wszystko. - uśmiechnęła się do mnie.
- Na jaki temat miałaś projekt? - zaciekawiłem się.
- Miałam zrobić zdjęcia i szkice związane z naturą. - odpowiedziała mi po czym psiknęła się malinowymi perfumami.
- Wrócisz szybko? - zapytałem po raz kolejny.
- No aż tak szybko nie. Jadę jeszcze do sklepu, bo nutella się skończyła i obiecałam dziewczynką, że kupię im po misiu. - zaśmiałem się. No tak... dzieci bez nutelli to jak człowiek bez powietrza.
- Kupiłabyś tez coś Riker'owi? Obiecałem mu za dobre sprawowanie... - nie dokończyłem, bo nie wiedziałem jak to delikatnie ująć.
- Ross...? - Laura spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Oj no nowy telefon...
- Ross!
- No przepraszam! - uniosłem ręce w geście poddania. Laura przekręciła oczami i wystawiła w moja stronę rękę. Z uśmiechem sięgnąłem do kieszeni i z portfela wyjąłem 500 dolarów. - Windows Phone.
- Ja Cie kiedyś zabiję. - mruknęła.
- Za bardzo mnie kochasz. - powiedziałem i pocałowałem ją na pożegnanie.
- Wracam za kilka godzin! Pa! - krzyknęła w głąb domu i pomachała mi.
- Pa Lau! - krzyknęły dzieci z salonu. Brunetka odwróciła się i zabierając torebkę wyszła z domu. Obserwowałem jeszcze przez okno jak wyjeżdża z garaży swoim czerwonym autem. Odjechała. Wypuściłem powietrze. Laura troszczy się o nasze rodzeństwo jak o dzieci, których nie możemy mieć. Nie chodzi o to, że Laura nie może mieć dzieci z powodu genetyki. Oboje możemy mieć dzieci. Tylko nie możemy założyć rodziny mając trójkę rodzeństwa do wychowania, które do tego przychodzi codziennie w nocy tylko dlatego, że nie może zasnąć. Kocham Laurę. A moje młodsze rodzeństwo traktuje ją jak matkę. Vanessa za to traktuje mnie jak ojca. Tylko można powiedzieć, że my nie jesteśmy aż tak nastawieni do nich jak rodzice więc rozmawiamy nawet na te najbardziej wrażliwe tematy. Trudne to do wytłumaczenia.. Zawróciłem do dzieciaków.
- Hej co oglądacie? - spytałem patrząc na ekran telewizora. Przysiadłem się do nich.
- Fineasz i Ferb. - odpowiedział mi Riker.
- Super! - krzyknąłem i zacząłem oglądać z nimi. Lubię bajki animowane.
- Cześć! - krzyknęła Amanda wchodząc przez drzwi od tarasu do domu wraz z Ellington'em.
- Ell! - krzyknęła trzyosobowa grupka.
- Co oglądacie? - uśmiechnął się słodko i przysiadł do małolatów, by po chwili oglądać razem z nimi.
- Cześć Amanda! - odpowiedziałem jej.
- A ty dalej oglądasz bajki animowane? Jeszcze nie dorosłeś? - zaśmiała się ze mnie. Wystawiłem jej język.
- Gdzie zgubiłaś Joachima? - spytałem.
- Ten stary dziad kosi trawnik. - odpowiedziała, a ja zacząłem się śmiać.
- Co nabroił? - zapytałem.
- Nic... tylko wszedł do mojego pokoju z Ellington'em i dobrali się do mojej bielizny. - burknęła i wychyliła się przez okno. - SZYBCIEJ MI TO KOŚ!
- NIE WRZESZCZ NA MNIE! - odpowiedział jej.
- CZEŚĆ JO! - krzyknąłem.
- SIEMA ROSS! - odkrzyknął mi.
- Cicho! - wrzasnęły dzieci. Skrzywiłem się i razem z Amandą wszedłem do kuchni. Nastawiłem kawę.
- A gdzie Laura? - spytała dziewczyna pewnie zauważając brak brunetki.
- Pojechała do pracy i na zakupy. - odpowiedziałem, a ona pokiwała ze zrozumieniem głową. Wziąłem dwa kubki i nalałem do nich już gotowego napoju.
- A jak u Ciebie? Znalazłaś pracę? - spytałem.
- Pracuję nad tym. Wysłałam podanie do jakiegoś wydawnictwa. Chce zaprezentować swoją książkę. A u Ciebie?
- Ja internetowo wysyłam szkice i ogółem projektuje.
- Ty i Laura powinniście się zajmować muzyką.
- To robimy w wolnych chwilach. - uśmiechnąłem się i wziąłem łyk napoju. - A jak Joachim?
- Stworzył swój własny motor. Chce go wystawić na aukcję jako unikat. - pokiwałem ze zrozumieniem głową. Większość czasu zleciała mi na rozmowie z Amandą, a później i z Joachim'em.
***
Hey People!
Pierwszy rozdział :D
Tak dziwnie się pisze o Vanessie i Rikerze gdy to oni są ci mniejsi od Laury i Ross'a xD.
Co sądzicie o rozdziale i nagłówku bloga? ;)
To tylko wstęp. Będzie o wiele gorzej ;D
Pozdrawiam,
Sashy ♫

3 komentarze:

  1. Jesteś zajebista!! Za co ja cię kocham? A tak... Za to, że jesteś zajebista!!
    Jedno i drugie super, zrobisz mi nagłowek? XD
    Dobra... To na gg na priv
    Rozdział supcio, dawaj nexta
    Do napisania
    Kingu
    PS. Rozdział na SLA bd jutro. Wybacz za poślizg :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział!
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń