*Riker*
Siedziałem na niewygodnym materacu wraz z Rydel.
Vanessa leżała plecami na drewnianej podłodze.. Mówiła, że od leżenia na
tym "łóżku" bolą ją plecy. Nie wnikam, choć wolę, żeby chociaż
siedziała obok mnie... i rzecz jasna obok Rydel.
- Myślicie, że oni nas szukają? - spytała blondynka.
-
Przecież to nasza rodzina. - odpowiedziałem jej na pytanie w trochę
inny sposób. Sam już nie wiedziałem jaka jest prawda. Czy nas szukają...
czy jednak nie.
- Laura raczej nie szuka... ona mnie nie kocha... - szepnęła smutno Van. Zsunąłem się z kanapy na podłogę do brunetki.
- Mała, Laura na pewno Cię kocha! - powiedziałem.
- Kiedy ja słyszałam jak mówiła, że ma mnie dość! - brunetka zaczęła pociągać noskiem. Objąłem ją ramieniem. Dziewczyna schowała swoją główkę w mojej klatce piersiowej. Delly również zsunęła się do nas na podłogę i przytuliła się do mojego drugiego boku.
- Jestem niemal pewny, że przesłyszałaś się. - poinformowałem ją.
- Ale...
- Nie ma 'ale' Van. Laura zbyt bardzo Cię kocha. Oni wszyscy zbyt bardzo nas kochają. Mogę Cię zapewnić, że szukają nas po całym Los Angeles. Laura zapewne płacze za nami. Ross obwinia się o wszystko. Amanda wpada na pierwsze ślady przestępców. A Joachim... to Joachim - on próbuje wszystkich pocieszyć. Nie zapominaj o Ellingtonie, który inteligencja przerasta naszą rodzinkę. - przerwałem jej. Blondynka się zaśmiała.
- Co do inteligencji Ell'usia nie jestem przekonana. - wtrąciła chichocząc. Dołączyła się do niej Vanessa. Kobiety... One wiedzą o co chodzi, a my faceci musimy się główkować jak odpowiedzieć by nie urazić ich kruchego 'ja'. No chyba, że jesteśmy tępi... To inna historia. Nagle usłyszałem odgłos otwieranego zamka do naszych drzwi. Odwróciłem się w ich stronę. W progu stanął ten brunet i rudzielec. Tym razem nie mieli na sobie kominiarek. Mogłem dokładnie przyglądnąć się ich twarzom. Ten brunet miał wielkie, czekoladowe oczy, a jego rysy twarzy były ostre. Wyglądał na młodą osobę, podobnie jak jego towarzysz. On jednak miał niebieskie oczy, a rysy twarzy były łagodne. Na to już wiemy, który jest mądrzejszy. Na nasz widok zdziwili się.
- Materac kłuje w tyłek. - zaśmiał się brunet. Drugi go szturchnął.
- Daj już spokój James. - mruknął znudzony.
- Ohh... no zobacz tylko na nich. - pokazał na nas ręką. - to się prosi o skomentowanie!
- Żebym ja nie musiał skomentować Twojego brata, gdy tu przyjdzie i nakryje nas na zawaleniu zadania! - warknął, a brunet przełknął ślinę.
- Zwiąż dziewczyny, a ja biorę Riker'a. - powiedział ten cały James.
- Dla Ciebie 'Twój koszmar Riker'. - uśmiechnąłem się do niego, ale powiedziałem to z takim jadem w głosie, że zbiłem go z tropu. Punkt dla dzieciaków!
- Słyszałeś to Every? - spytał się James rudzielca - Every.
- Zamknij się. Nic nie słyszałem! Ty jakiś upośledzony się stajesz! - krzyknął na niego. Dam sobie głowę uciąć, że mrugnął do mnie, gdy brunet spuścił głowę. Już mi się podoba. - dobra to ja Was teraz zwiążę. - powiedział do Van i Ryd, a po chwili coś szepnął im na ucho. One natomiast pokiwały główkami. Sznurkiem zawiązał im z tyłu ręce, a następnie poczochrał je po włosach. Natomiast James złapał mnie mocno za nadgarstki i z taka samą siłą zawiązał je sznurkiem.
- Idziemy! - warknął i nas wyprowadzili. Brunet szedł przed nami, a rudy za nami.
- Co on do was mówił? - szepnąłem do dziewczyn nachylając się.
- Powiedział, że nie zawiąże nas mocno i spytał czy coś zostawiłyśmy na poszlakę. - odszepnęła mi Rydel. Spojrzałem za siebie. Mężczyzna posłał mi lekki uśmiech co odwzajemniłem. Schodziliśmy po krętych schodach.
- Jesteście? - spytała dziewczyna z fioletowymi włosami. - Kendall czeka już na nas.
- Jasne Avril. A gdzie Angel? - spytał Every.
- Czeka z nim. - odpowiedziała i wyszliśmy..
*Amanda*
Wyszliśmy z tego tajnego miejsca i udaliśmy się do salonu. Ja, Laura i Ell usiedliśmy na kanapie, a Jo opierał się o ścianę przed nami.
- Ross'a i Tyler'a nadal nie ma... - zauważyłam. Nagle dostałam SMS'a. Miałam już odblokowywać telefon kiedy do pomieszczenia wbiegł zdyszany blondyn.
- Zwiał mi! Uciekł! - warczał. Zgiął się w pół i opierając się na kolanach zaczął głęboko oddychać.
- Ross spokojnie o co chodzi? - spytała Laura podchodząc do niego. Położyła mu rękę na plecach i nachyliła się do niego.
- Tyler!... Huh.. Chwilka. - wziął powietrze do płuc. - Ten idiota za tym wszystkim stoi! On... To on porwał nasze rodzeństwo!
- To nie możliwe! - krzyknęłam i wstałam z kanapy na której siedziałam.
- Ja od zawsze mu nie ufałem! - krzyknęli na raz Ellington i Joachim.
- Ale... Dlaczego?! - spytała się go Laura.
- Miał motor Joachima... Ten pierwszy unikat... Zwiał... A mści się teraz za to, że przerwałem mu podryw! Na Tobie! - zwrócił się do brunetki. Rozszerzyłam oczy.
- Co?
- Przystawiał się do Ciebie facet w szkole... Ja go przypadkowo upokorzyłem i zaczęliśmy się bić, pamiętasz?
- Ale... On inaczej się nazywał!
- Nie powiedziałem Ci wszystkiego. Po tym dyrektor ze mną zaczął rozmawiać. Tyler używał fałszywych imion i nazwisk. A to tylko po to by nie mieć na karku z policją i poprawczakiem. Znany był ze swoich wybryków, a jedno poważne przewinienie mogło "zrujnować jego życie". - Ross wyprostował się i spojrzał oczami smutku na Lau. - dyrektor powiedział mi również, żebym za wszelką cenę Cię chronił. I chroniłem Cię. Na początku jako przyjaciel, ale zaczęłaś mi się podobać coraz bardziej. Zostaliśmy parą, narzeczeństwem, a na końcu małżeństwem. A teraz to wszystko dlatego, że wysłałem Cię po ten debilny telefon dla Riker'a!
- Jak w tandetnej komedii romantycznej. - mruknął Jo z uśmiechem.
- Ale trzeba przyznać, że ten telefon Rik'a jest pożyteczny i bardzo fajny. - wtrącił brunet wyjmując urządzenie z kieszeni.
- Trochę niezbyt dobry moment... Chwilka... Masz jego telefon? - zdziwiłam się.
- A co miał leżeć samotnie na tym stole? - brunet wzruszył ramionami. Spojrzałam na starszego brata. Zrobił to samo.
- Ross. Czemu mi nie powiedziałeś? - spytała Laura.
- Czy ty mnie słuchałaś? Chciałem Cię chronić! - odpowiedział łapiąc jej twarz w dłonie.
- Ale oprócz tego.
- Chciałem oszczędzić Ci problemów.. Nie chciałem byś się zamartwiała.
- Dziękuję. - szepnęła Laura i pocałowała blondyna. Trzeba im przerwać. Co z tego, że dopiero zaczęli? Ich rodzeństwo domaga się odnalezienia.
- Nie chcę przeszkadzać czy coś, ale przypominam, że właśnie zaginęło wasze rodzeństwo. Jest już wieczór, więc nie opłaca się szukać, ale może by tak pomyśleć, gdzie jeszcze są magazyny? - wtrąciłam, a oni się oderwali od siebie.
- Musimy tam powrócić i dokładniej się rozejrzeć. - zaproponował Jo.
- A ja pojadę z Wami. - zaoferował Ell.
- O nie młody. Ty zostajesz. - pogroziłam mu palcem.
- A mnie mają porwać? Z resztą gdzie znajdziecie takiego mechanika jak mnie? - spytał.
- Dobra jedziesz z nami. - mruknęłam zrezygnowana. Z nim nie wygrasz... Ale i tak mendo mi wisisz kasę! Mogłam powiedzieć to na głos.. Właśnie, SMS! Ponownie wzięłam mój telefon i odblokowałam go. Kliknęłam na kopertę i zaczęłam odczytywać wiadomość. Treść była... nie do opisania...
" Witaj kochanie. Otóż pisze to ostatni raz, bo zrywam z tobą! Tak praktycznie to chciałem się zbliżyć tylko do Laury. Dziękuję za pomoc moja droga! Kiedy jest z nami koniec, a ty zapewne znasz już prawie całą prawdę o mnie wiedz, że się nie poddam. Również dziękuję za tak cenne informacje. Przebywanie z Wami pomogło mi tylko w moim zadaniu. Przekaż Ross'owi, że jeśli nie da mi kasy i nie odda Laury to może pożegnać się z Vanessą, Riker'em i Rydel! Kocham i całuję... a chwila. Już nie muszę tego pisać. Nara frajerzy!"
Opuściłam telefon na podłogę i z płaczem pobiegłam do swojego pokoju. A ja myślałam, że w końcu mam chłopaka, który mnie kocha! A okazał się zwykłą świnią i kłamcą! Boże jaka ja byłam głupia...
***
Hi People!
Otóż powiem tak.
Na Magic nie ma rozdziału i raczej nie będzie. iPhone zepsuł mi się i nie mogę nic zrobić. Nawet przesłać tych głupich notatek z rozdziałami. Więc ten blog jest aktualny, a tamten zawieszony. Przepraszam za mój idiotyzm.
Oraz chciałam powiadomić, że przedłużę bloga. Troszeczkę, ale jednak.
Jeśli będzie dużo komentarzy rozdział w środę i... czwartek! Nie zapominając o niedzieli. xD Czyli 3 razy w tygodniu.
Za chwilkę dodam porywaczy do bohaterów ;) więc zapraszam :D
Pozdrawiam,
Sashy ♫
niedziela, 13 września 2015
niedziela, 6 września 2015
Rozdział 10 The first part of the plan..
*Ross*
Wraz z Joachim'em podszedłem do Ellington'a.
- Jak ty tu się dostałeś? - spytałem. O tej skrytce wiedziałem tylko ja i brunet. A teraz trzeba doliczyć cztery osoby: Laurę, Amandę, Tyler'a i Ellington'a.
- Mój brat jest na tyle głupi, że na swoim biurku trzymał instrukcję jak otworzyć "tajemniczy pokój". - odpowiedział mi z uśmiechem i z powrotem zaczął majstrować kluczem oczkowym przy motorze. Koło siebie miał też mój plan, który specjalnie drukowałem do Jo...
- Po pierwsze młody: ja wcale nie jestem głupi. Z internetowych testów wynika, że moje IQ jest większe niż u dwóch blondynek (od razu przepraszam, ja sama jestem blondynką, BLONDYNKI TO PŁEĆ MĄDRA I THE END XD), po drugie: kto Ci pozwolił wejść do mojego pokoju? Tam wisi taka karteczka: "Pukać. A jeśli mnie nie ma spadać.", po trzecie: co ty robisz przy tym motorze?! - Trief złapał się za głowę i podbiegł do swojego młodszego brata.
- A oto moje odpowiedzi na Twoje wypociny: po pierwsze; taaa.. jasne. Pewnie klikałeś co popadnie, po drugie; ta kartka jest w koszu, natomiast znajduje się tam teraz ''I'm King On The World Baby'', a po trzecie; naprawiam go, bo były pomieszane wszystkie kabelki. Nie chodził, a teraz ma piękne brzmienie. - odpowiedział mu 12-latek wycierając ręce zapewne z oleju w starą szmatkę. On naprawił ten motor? To cud dziecko.
- Powiedz mi... Kiedy chcesz ożenić się z Rydel? - spytałem.
- Ross! - krzyknęły za mną dziewczyny. Odwróciłem się w ich stronę i wzruszyłem ramionami.
- No co? Chce mieć takiego teście w rodzinie... - uśmiechnąłem się. Ell odpalił motor. Miał racje. Jego brzmienie było piękne... A to był kolejny unikat, którego nie ma na żadnym rynku. Młody wyłączył maszynę.
- Brawo! - powiedział z uznaniem Jo, a ja mu zawtórowałem.
- Odpowiecie na nasze pytanie? - spytały Laura i Amanda. A no tak...
- Więc to jest ukryta pracownia Joachima. Tutaj powstały wszystkie jego dzieła, a w ty te unikaty. - powiedziałem.
- Tutaj często się wymykałem. Ściany są dźwiękoszczelne, klimatyzacja pięknie działa, a wszystko do życia znajduje się w mini lodówce. - dodał brunet.
- To wyjaśnia dlaczego nie jadłeś obiadów! - warknęła Amanda. A on zaśmiał się niemrawo.
- Dlaczego nam nie powiedzieliście? I czemu Ross wiedział? - pytała Laura. Czemu kochanie ty jesteś zawsze taka ciekawska...
- Ross mnie nakrył jak mi się picie skończyło. Chciałem udać się do domu po następne. W tym czasie on mnie szukał i akurat był w garażu kiedy JA wychodziłem. Nakrył mnie, a ja mu wszystko wyjaśniłem. Od wtedy zaczął dla mnie projektować nowe maszyny na zamówienie. - wyjaśnił kolejną sprawę.
- Chociaż tyle wiemy... - westchnęła rudowłosa.
- Nie żeby coś, ale czy z wami nie było Tyler'a? - spytał Ell. Spojrzałem na niego zaciekawiony. Faktycznie...
- Nie ma go tu.. - powiedziała brunetka rozglądając się dookoła.
- Poszukam go. - zaoferowałem i wybiegłem z pomieszczenia do garażu. Tyler nawiał, tak? Muszę sobie z nim porozmawiać. Z garażu udałem się do ogrodu. Przyległem do ściany domu, gdy usłyszałem męski głos. Nie ładnie podsłuchiwać, ale niestety... mam to po Laurze.
- Świetnie. Jasne wszystko pod kontrolą.... Tak. Możecie... Debilu teren jest czysty... Wszystko według planu... Trzymaj się tego planu!... Nie moja wina, że dzieciak dał Ci w jaja, sam bym Ci dał!... Dobra... Do zobaczenia James... - usłyszałem jak się rozłącza. Z kim on tak gadał? Zanim się zorientowałem uderzyliśmy w siebie swoimi ciałami.
*Tyler*
- Ross... - syknąłem.
- Tyler... - odpowiedział mi tym samym tonem blondyn.
- Nie ładnie podsłuchiwać. - warknąłem.
- Nie ładnie kłamać! - krzyknął blondyn. - czego od nas chcesz?!
- Domyśl się. - mruknąłem uwodzicielsko. Blondyn zacisnął pięści i rzucił się na mnie. Przeturlaliśmy się kawałek po ogródku. Blondyn był na mnie.
- W życiu nie zgodzę się na to! - krzyknął. Odwróciłem się na niego.
- Mnie to nie obchodzi! Ja nie chcesz to sam sobie ją wezmę!
- Nie masz prawa!
- Może i nie mam, ale prędzej czy później dopadnę ciebie i Twoją rodzinę! Zobaczysz... Pożałujesz tamtego dnia, gdzie nie pozwoliłeś mi dokończyć mojego planu. Pożałujesz wszystkiego w Twoim życiu! ZAŁATWIĘ CIĘ! A jeśli powiesz coś o tym komukolwiek to wiedz, że zemszczę się na Twojej rodzinie. Rozumiesz?! Z A B I J Ę każdego kogo kochasz! Riker'a! Rydel! Vanessę! Ellington'a! Joachima i Amandę! A na samym końcu Laurę i jej dziecko! Żebyś widział jak cierpi!
- Ty jesteś psychiczny! - krzyknął niemalże piskiem. Uśmiechnąłem się wrednie.
- Może i jestem. JA SIĘ NIE PODDAM! - krzyknąłem i zerwałem się. Przeskoczyłem przez płot i wylądowałem na ulicy. Blondyn biegł za mną. Wskoczyłem w krzaki niedaleko domu Lynchów. W nich znajdował się motor. Motor Joachima. Odpaliłem maszynę i wystartowałem. Blondyn został z tyłu i dam sobie głowę uciąć, że wyklinał mnie w myślach. Uśmiechnąłem się do siebie. Przejechałem na czerwonym świetle przed ciężarówką. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, wybrałem numer i przystawiłem do ucha. Drugą ręką trzymałem kierownicę i prowadziłem motor.
- Halo? - usłyszałem głos Nancy. Nancy Switer.
- Zmiana planów. Zmieniamy magazyn. - powiedziałem do słuchawki.
- Gdzie tym razem? - spytała. Zamyśliłem się chwilkę. Na przecież!
- Magazyn w strasznym lesie po drugiej stronie stanów. - zadecydowałem.
- Ale to przecież mile! - krzyknęła, aż zatłumiła pracę silnika.
- To ja tu decyduję! Wykonać!
- Tak jest! - powiedziała i rozłączyła się. I o to chodzi.
***
Hey People!
Otóż jestem mądra. Dlaczego?
Sashy zgrała sobie wirusa na komputer! :D jeee!
A to wszystko przez te piosenki z lat 80 mojej mamy! Życzę Ci aby Twoje dziecko było tumanem! A chwilka to ja -.- hi.. hi.. Nie smieszne.
Dobra, bo mi odwala xD.
Piszcie co sądzicie o rozdziale, a ja lecę do bloga Magic. Sam rozdział się tam nie wklei xD.
Pozdrawiam,
Sashy :*
Wraz z Joachim'em podszedłem do Ellington'a.
- Jak ty tu się dostałeś? - spytałem. O tej skrytce wiedziałem tylko ja i brunet. A teraz trzeba doliczyć cztery osoby: Laurę, Amandę, Tyler'a i Ellington'a.
- Mój brat jest na tyle głupi, że na swoim biurku trzymał instrukcję jak otworzyć "tajemniczy pokój". - odpowiedział mi z uśmiechem i z powrotem zaczął majstrować kluczem oczkowym przy motorze. Koło siebie miał też mój plan, który specjalnie drukowałem do Jo...
- Po pierwsze młody: ja wcale nie jestem głupi. Z internetowych testów wynika, że moje IQ jest większe niż u dwóch blondynek (od razu przepraszam, ja sama jestem blondynką, BLONDYNKI TO PŁEĆ MĄDRA I THE END XD), po drugie: kto Ci pozwolił wejść do mojego pokoju? Tam wisi taka karteczka: "Pukać. A jeśli mnie nie ma spadać.", po trzecie: co ty robisz przy tym motorze?! - Trief złapał się za głowę i podbiegł do swojego młodszego brata.
- A oto moje odpowiedzi na Twoje wypociny: po pierwsze; taaa.. jasne. Pewnie klikałeś co popadnie, po drugie; ta kartka jest w koszu, natomiast znajduje się tam teraz ''I'm King On The World Baby'', a po trzecie; naprawiam go, bo były pomieszane wszystkie kabelki. Nie chodził, a teraz ma piękne brzmienie. - odpowiedział mu 12-latek wycierając ręce zapewne z oleju w starą szmatkę. On naprawił ten motor? To cud dziecko.
- Powiedz mi... Kiedy chcesz ożenić się z Rydel? - spytałem.
- Ross! - krzyknęły za mną dziewczyny. Odwróciłem się w ich stronę i wzruszyłem ramionami.
- No co? Chce mieć takiego teście w rodzinie... - uśmiechnąłem się. Ell odpalił motor. Miał racje. Jego brzmienie było piękne... A to był kolejny unikat, którego nie ma na żadnym rynku. Młody wyłączył maszynę.
- Brawo! - powiedział z uznaniem Jo, a ja mu zawtórowałem.
- Odpowiecie na nasze pytanie? - spytały Laura i Amanda. A no tak...
- Więc to jest ukryta pracownia Joachima. Tutaj powstały wszystkie jego dzieła, a w ty te unikaty. - powiedziałem.
- Tutaj często się wymykałem. Ściany są dźwiękoszczelne, klimatyzacja pięknie działa, a wszystko do życia znajduje się w mini lodówce. - dodał brunet.
- To wyjaśnia dlaczego nie jadłeś obiadów! - warknęła Amanda. A on zaśmiał się niemrawo.
- Dlaczego nam nie powiedzieliście? I czemu Ross wiedział? - pytała Laura. Czemu kochanie ty jesteś zawsze taka ciekawska...
- Ross mnie nakrył jak mi się picie skończyło. Chciałem udać się do domu po następne. W tym czasie on mnie szukał i akurat był w garażu kiedy JA wychodziłem. Nakrył mnie, a ja mu wszystko wyjaśniłem. Od wtedy zaczął dla mnie projektować nowe maszyny na zamówienie. - wyjaśnił kolejną sprawę.
- Chociaż tyle wiemy... - westchnęła rudowłosa.
- Nie żeby coś, ale czy z wami nie było Tyler'a? - spytał Ell. Spojrzałem na niego zaciekawiony. Faktycznie...
- Nie ma go tu.. - powiedziała brunetka rozglądając się dookoła.
- Poszukam go. - zaoferowałem i wybiegłem z pomieszczenia do garażu. Tyler nawiał, tak? Muszę sobie z nim porozmawiać. Z garażu udałem się do ogrodu. Przyległem do ściany domu, gdy usłyszałem męski głos. Nie ładnie podsłuchiwać, ale niestety... mam to po Laurze.
- Świetnie. Jasne wszystko pod kontrolą.... Tak. Możecie... Debilu teren jest czysty... Wszystko według planu... Trzymaj się tego planu!... Nie moja wina, że dzieciak dał Ci w jaja, sam bym Ci dał!... Dobra... Do zobaczenia James... - usłyszałem jak się rozłącza. Z kim on tak gadał? Zanim się zorientowałem uderzyliśmy w siebie swoimi ciałami.
*Tyler*
- Ross... - syknąłem.
- Tyler... - odpowiedział mi tym samym tonem blondyn.
- Nie ładnie podsłuchiwać. - warknąłem.
- Nie ładnie kłamać! - krzyknął blondyn. - czego od nas chcesz?!
- Domyśl się. - mruknąłem uwodzicielsko. Blondyn zacisnął pięści i rzucił się na mnie. Przeturlaliśmy się kawałek po ogródku. Blondyn był na mnie.
- W życiu nie zgodzę się na to! - krzyknął. Odwróciłem się na niego.
- Mnie to nie obchodzi! Ja nie chcesz to sam sobie ją wezmę!
- Nie masz prawa!
- Może i nie mam, ale prędzej czy później dopadnę ciebie i Twoją rodzinę! Zobaczysz... Pożałujesz tamtego dnia, gdzie nie pozwoliłeś mi dokończyć mojego planu. Pożałujesz wszystkiego w Twoim życiu! ZAŁATWIĘ CIĘ! A jeśli powiesz coś o tym komukolwiek to wiedz, że zemszczę się na Twojej rodzinie. Rozumiesz?! Z A B I J Ę każdego kogo kochasz! Riker'a! Rydel! Vanessę! Ellington'a! Joachima i Amandę! A na samym końcu Laurę i jej dziecko! Żebyś widział jak cierpi!
- Ty jesteś psychiczny! - krzyknął niemalże piskiem. Uśmiechnąłem się wrednie.
- Może i jestem. JA SIĘ NIE PODDAM! - krzyknąłem i zerwałem się. Przeskoczyłem przez płot i wylądowałem na ulicy. Blondyn biegł za mną. Wskoczyłem w krzaki niedaleko domu Lynchów. W nich znajdował się motor. Motor Joachima. Odpaliłem maszynę i wystartowałem. Blondyn został z tyłu i dam sobie głowę uciąć, że wyklinał mnie w myślach. Uśmiechnąłem się do siebie. Przejechałem na czerwonym świetle przed ciężarówką. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, wybrałem numer i przystawiłem do ucha. Drugą ręką trzymałem kierownicę i prowadziłem motor.
- Halo? - usłyszałem głos Nancy. Nancy Switer.
- Zmiana planów. Zmieniamy magazyn. - powiedziałem do słuchawki.
- Gdzie tym razem? - spytała. Zamyśliłem się chwilkę. Na przecież!
- Magazyn w strasznym lesie po drugiej stronie stanów. - zadecydowałem.
- Ale to przecież mile! - krzyknęła, aż zatłumiła pracę silnika.
- To ja tu decyduję! Wykonać!
- Tak jest! - powiedziała i rozłączyła się. I o to chodzi.
***
Hey People!
Otóż jestem mądra. Dlaczego?
Sashy zgrała sobie wirusa na komputer! :D jeee!
A to wszystko przez te piosenki z lat 80 mojej mamy! Życzę Ci aby Twoje dziecko było tumanem! A chwilka to ja -.- hi.. hi.. Nie smieszne.
Dobra, bo mi odwala xD.
Piszcie co sądzicie o rozdziale, a ja lecę do bloga Magic. Sam rozdział się tam nie wklei xD.
Pozdrawiam,
Sashy :*
środa, 2 września 2015
Rozdział 9 What's the secret?
*Joachim*
Przedzieraliśmy się przez las. Nie dość, że zaparkowaliśmy centralnie przed tym lasem to przedzieramy się jeszcze przez zarośla, krzewy i choinki. Nie sądzę, żeby porywacze szli akurat TĄ drogą. Na pewno gdzieś jest jakaś poboczna uliczka.
- Tyler co ty robisz z tym telefonem? - spytała Amanda. Spojrzałem zza ramienia na dwójkę za mną. Przede mną był Ross z Laurą.
- Nie ma tu zasięgu. Nie mogę do rodziców SMS'a wysłać.. - mruknął. Nagle usłyszałem wibracje. Jego ekran się zaświecił. Nie ma zasięgu, hę? - O! I jest.
- Serio? - mruknąłem do siebie. Przedzierałem się za małżeństwem Lynch.
- Coś mi nie gra... - zaczął Ross.
- Mi również. - dodała Laura i wzruszyła dodatkowo ramionami. Też mam takie dziwne uczucie... Jakby coś było nie tak.
- Ej to tutaj! - krzyknął Tyler czym mnie zaskoczył. Przed nami ukazał się stary, opuszczony magazyn. Budynek wyglądał jakby ledwie stał. Białe ściany były obdrapane z tynku i farby. W niektórych panelach były dziury. Magazyn był wysoki na dwa piętra oraz bardzo obszerny. Weszliśmy do środka. Było tu pusto. Przez dziury do środka dostawało się światło. Tak jak wcześniej mówiłem były tu dwa piętra. Na samym środku były kręcone metalowe schody na poszczególne piętra. My znajdowaliśmy się na parterze, który do przytulnych nie należał. Zakurzone miejsce. Pod ścianą naprzeciwko wejścia było wielkie biurko, na którym znajdowały się różne metalowe przedmioty. Coś jakby niedokończone wynalazki. Po prawej były półki i zakurzony komputer. Wątpię, żeby działał. A po lewej znajdowały szafki, w których były ubrania. Co to za miejsce? Na pierwszym piętrze były pokoje. Normalne pokoje do zamieszkiwania. A było ich sześć. Wszystkie były zakurzone. W każdym znajdowały się dwa materace, szafka, stara lampka oraz drugie drzwi prowadzące do małej "łazienki". W łazienkach wielkości kontenera na śmieci była toaleta oraz prysznic. Podłoga była z drewna i z każdym naszym krokiem skrzypiała. Trzecie piętro przeraziło nas wszystkich. Było tutaj wszystko od noży i siekier aż po kajdanki, i bicze. Co to za nora?! Udaliśmy się na parter. Ross usiadł do komputera.
- Nie sądzę, żeby on dzia... - zacząłem mówić, ale przerwał mi odgłos włączanego Windowsa. - kto by pomyślał...
- Kurczę.. Jedno konto i jedno hasło. - mruknął blondyn.
- Za te hasło może robić miliardy słów i liczb. Potrzeba by było jakiegoś hacker'a. - powiedział Tyler.
- Znam takiego jednego. - Powiedziała ze śmiechem Amanda.
- Ja też. - zawtórowała jej Laura. Przestały się śmiać i spojrzały na siebie z przerażeniem.
- Ellington! - krzyknęły na raz.
- Właśnie przydałby się! - dodał Ross. Chwilka... Gdzie jest.. Ell?
- O cholera Ell został w domu?! - spytałem łapiąc się za włosy.
- Na prawdę?! Zaginęła Wam trójka dzieci. TRÓJKA. A w domu został SAM JEDEN Ratliff? - spytał w szoku i z przerażeniem Cross.
- Musimy po niego jechać! - krzyknął Ross.
- A komputer? - spytałem.
- I tak nie znam hasła! - zaczął się ze mną kłócić.
- No to spróbuj coś wpisać!
- A Twój brat nie jest ważny?!
- Jest!
- No właśnie!
- Wpisz to hasło!
- Ale przecież go nie znam!
- A jakie jest Twoje hasło do telefonu?
- Laura...
- To wpisz 'Laura' tumanie! - krzyknąłem, a zrezygnowany blondyn wpisał hasło 'Laura'. Zaciekawiające jest to, że okazało się poprawne.
- To jakieś jaja.. - mruknęła Laura.
- Kliknij to. - poradziła Amanda. Ross wszedł w dany plik. Był tam plan.. Plan jak porwać dzieciaki.
- O Boże... - brunetka zasłoniła usta dłonią. Podobnie zrobiła Am.
- Skopiuj to. - polecił brunet. Blondyn spojrzał na niego zdziwiony, ale zrobił tak jak kazał. Może Tyler jednak nie jest zły? Ale on mi zabierze Amandę! Wyłączyliśmy komputer. Czyli wiemy jedno: porywacze na pewno tu byli.
- A teraz wio do domu! Ratliff jest sam! - krzyknęła Amanda. - Jeśli się nie ruszycie to Wam nogi z części tylnej powyrywam!
- Szybciej! - poganiała Laura. Zaczęliśmy biec tą samą trasą. Mam nadzieję, że Ell'owi nic nie jest.
*Amanda*
Wbiegliśmy szybko do domu i zaczęliśmy się po nim gorączkowo rozglądać. Nie było śladu po moim bracie.
- Ellington!!! - krzyknęłam w głąb domu, ale odpowiedziała mi cisza. Boże jacy my jesteśmy głupi.
- Nie ma go tu... - powiedział Tyler.
- Spostrzegawczy jesteś! - prychnął Jo.
- To nie pora na kłótnię. - wtrącił się Ross i westchnął. - Może jest u Was w domu?
- Możliwe! - krzyknęłam i pobiegłam do swojego mieszkania. Zamiast otwierać furtkę jak człowiek po prostu przeskoczyłam przez płot. Wszystko fajnie, tylko szkoda, że zahaczyłam się butem o durną drewnianą deskę... Wylądowałam twarzą w trawie, a nogi jakimś cudem miałam nad sobą.
- O rany Amanda! Nic Ci nie jest?! - spytała Laura, która O T W O R Z Y Ł A furtkę. Czemu ja nie jestem taka mądra? Brunetka podbiegła do mnie i pomogła mi wstać. Za nią ciągnęli się chłopcy. Gdy stałam na nogach ponownie pobiegłam w stronę domu. Otworzyłam drzwi balkonowe i wbiegłam do salonu. Zaczęłam nawoływać Ell'a, ale odpowiedzi nie było. Wbiegłam po schodach do jego pokoju. Jak zwykle był tutaj bałagan. Zielone ściany były poobklejane zdjęciami oraz plakatami samochodów i motorów, na białej wykładzinie walały się jego cuchnące ubrania takie jak bokserki czy przepocona koszulka. Łóżko nie było zaścielone, a dodatkowo było na nim pudełko po pizzy. Na biurku stał komputer a wokół niego były porozrzucane kartki i ołówki. Szafa była otwarta, a z niej wywalały się ubrania, również na wykładzinę. Jedyne co tu było w porządku to nienaruszona półka z książkami (oj tak Ell nie lubi czytać...) oraz jego biało-turkusowa łazienka. Chwilka... pizza? Podeszłam do pudełka i je otworzyłam. W nim znajdywał się jeszcze ciepły, niedojedzony kawałek fastfood'a. Ellington'ie Lee Ratliff'ie masz przerąbane. Pewnie mi menda kasę z pozytywki zabrała! Omijając zdziwionych przyjaciół, chłopaka i brata ruszyłam do siebie. Mój pokój był pomiędzy drzwiami do sypialni Ell'a oraz Joachim'a. W moim kremowym pokoju panował porządek. Ciemne płytki nie były zaśmiecone, w szafie wszystko poukładane, łóżko zaścielone, fioletowy dywan odkurzony, biurko czyste tylko z komputerem, notatnikiem i długopisem, półki z książkami nie zakurzone, a w komodzie posegregowane kosmetyki. W mojej biało-różowej łazience jest taki sam ład i porządek. Na samym wierzchu komody była pozytywka. Otworzyłam ją. Tak myślałam... Brakowało 40 dolarów. Czyli ten pasożyt jest w domu.
- Amanda? - spytał Tyler. Wkurzona zeszłam na dół do salonu, a reszta za mną.
- ELLINGTON MASZ PRZERĄBANE! - wrzasnęłam.
- On tu jest? - zainteresował się mój brat.
- Tak! Ciepła pizza i zniknięcie moich 40 dolarów robi swoje! - odezwałam się.
- Ty musisz zostać detektywem. - powiedział zszokowany Ross.
- Jo wiesz gdzie on może być? - spytała się Laura patrząc na bruneta. On spojrzał natomiast na Ross'a. Oboje kiwnęli głowami i ruszyli w stronę garażu. Oczywiście ja, Lau i Ty poszliśmy za nimi. Mój brat otworzył garaż, ominął samochód i zaczął stukać po ścianie. Aha... dobra to ma sens. Jaaasne.. to nie ma wcale sensu!
- Co ty robisz? - zdziwił się Cross.
- Cicho! - warknął Joach. Zaczął wystukiwać jakiś rytm, a po chwili w ścianie pojawił się prostokątny otwór, a z niego wysunął się czerwony guzik. Blondyn go nacisnął, a cala ściana z narzędziami przesunęła się do dołu (zniknęła w podłodze). Moim oczom ukazało się pomieszczenie, a w nim Ellington pracujący nad motorem!
- CO TO MA BYĆ?! - wrzasnęłam razem z Laurą. A wszyscy spojrzeli na nas.
***
Hey People!
Przepraszam za brak rozdziału w Niedziele na tym blogu i na Magic, ale szkoła. xD
Rozpoczęcie itp., itd. Wiadomo o co chodzi xD
Rozdział dedykuje wszystkim, którzy przeczytali poprzedni rozdział. :D
Pozdrawiam,
Sashy ♫
Przedzieraliśmy się przez las. Nie dość, że zaparkowaliśmy centralnie przed tym lasem to przedzieramy się jeszcze przez zarośla, krzewy i choinki. Nie sądzę, żeby porywacze szli akurat TĄ drogą. Na pewno gdzieś jest jakaś poboczna uliczka.
- Tyler co ty robisz z tym telefonem? - spytała Amanda. Spojrzałem zza ramienia na dwójkę za mną. Przede mną był Ross z Laurą.
- Nie ma tu zasięgu. Nie mogę do rodziców SMS'a wysłać.. - mruknął. Nagle usłyszałem wibracje. Jego ekran się zaświecił. Nie ma zasięgu, hę? - O! I jest.
- Serio? - mruknąłem do siebie. Przedzierałem się za małżeństwem Lynch.
- Coś mi nie gra... - zaczął Ross.
- Mi również. - dodała Laura i wzruszyła dodatkowo ramionami. Też mam takie dziwne uczucie... Jakby coś było nie tak.
- Ej to tutaj! - krzyknął Tyler czym mnie zaskoczył. Przed nami ukazał się stary, opuszczony magazyn. Budynek wyglądał jakby ledwie stał. Białe ściany były obdrapane z tynku i farby. W niektórych panelach były dziury. Magazyn był wysoki na dwa piętra oraz bardzo obszerny. Weszliśmy do środka. Było tu pusto. Przez dziury do środka dostawało się światło. Tak jak wcześniej mówiłem były tu dwa piętra. Na samym środku były kręcone metalowe schody na poszczególne piętra. My znajdowaliśmy się na parterze, który do przytulnych nie należał. Zakurzone miejsce. Pod ścianą naprzeciwko wejścia było wielkie biurko, na którym znajdowały się różne metalowe przedmioty. Coś jakby niedokończone wynalazki. Po prawej były półki i zakurzony komputer. Wątpię, żeby działał. A po lewej znajdowały szafki, w których były ubrania. Co to za miejsce? Na pierwszym piętrze były pokoje. Normalne pokoje do zamieszkiwania. A było ich sześć. Wszystkie były zakurzone. W każdym znajdowały się dwa materace, szafka, stara lampka oraz drugie drzwi prowadzące do małej "łazienki". W łazienkach wielkości kontenera na śmieci była toaleta oraz prysznic. Podłoga była z drewna i z każdym naszym krokiem skrzypiała. Trzecie piętro przeraziło nas wszystkich. Było tutaj wszystko od noży i siekier aż po kajdanki, i bicze. Co to za nora?! Udaliśmy się na parter. Ross usiadł do komputera.
- Nie sądzę, żeby on dzia... - zacząłem mówić, ale przerwał mi odgłos włączanego Windowsa. - kto by pomyślał...
- Kurczę.. Jedno konto i jedno hasło. - mruknął blondyn.
- Za te hasło może robić miliardy słów i liczb. Potrzeba by było jakiegoś hacker'a. - powiedział Tyler.
- Znam takiego jednego. - Powiedziała ze śmiechem Amanda.
- Ja też. - zawtórowała jej Laura. Przestały się śmiać i spojrzały na siebie z przerażeniem.
- Ellington! - krzyknęły na raz.
- Właśnie przydałby się! - dodał Ross. Chwilka... Gdzie jest.. Ell?
- O cholera Ell został w domu?! - spytałem łapiąc się za włosy.
- Na prawdę?! Zaginęła Wam trójka dzieci. TRÓJKA. A w domu został SAM JEDEN Ratliff? - spytał w szoku i z przerażeniem Cross.
- Musimy po niego jechać! - krzyknął Ross.
- A komputer? - spytałem.
- I tak nie znam hasła! - zaczął się ze mną kłócić.
- No to spróbuj coś wpisać!
- A Twój brat nie jest ważny?!
- Jest!
- No właśnie!
- Wpisz to hasło!
- Ale przecież go nie znam!
- A jakie jest Twoje hasło do telefonu?
- Laura...
- To wpisz 'Laura' tumanie! - krzyknąłem, a zrezygnowany blondyn wpisał hasło 'Laura'. Zaciekawiające jest to, że okazało się poprawne.
- To jakieś jaja.. - mruknęła Laura.
- Kliknij to. - poradziła Amanda. Ross wszedł w dany plik. Był tam plan.. Plan jak porwać dzieciaki.
- O Boże... - brunetka zasłoniła usta dłonią. Podobnie zrobiła Am.
- Skopiuj to. - polecił brunet. Blondyn spojrzał na niego zdziwiony, ale zrobił tak jak kazał. Może Tyler jednak nie jest zły? Ale on mi zabierze Amandę! Wyłączyliśmy komputer. Czyli wiemy jedno: porywacze na pewno tu byli.
- A teraz wio do domu! Ratliff jest sam! - krzyknęła Amanda. - Jeśli się nie ruszycie to Wam nogi z części tylnej powyrywam!
- Szybciej! - poganiała Laura. Zaczęliśmy biec tą samą trasą. Mam nadzieję, że Ell'owi nic nie jest.
*Amanda*
Wbiegliśmy szybko do domu i zaczęliśmy się po nim gorączkowo rozglądać. Nie było śladu po moim bracie.
- Ellington!!! - krzyknęłam w głąb domu, ale odpowiedziała mi cisza. Boże jacy my jesteśmy głupi.
- Nie ma go tu... - powiedział Tyler.
- Spostrzegawczy jesteś! - prychnął Jo.
- To nie pora na kłótnię. - wtrącił się Ross i westchnął. - Może jest u Was w domu?
- Możliwe! - krzyknęłam i pobiegłam do swojego mieszkania. Zamiast otwierać furtkę jak człowiek po prostu przeskoczyłam przez płot. Wszystko fajnie, tylko szkoda, że zahaczyłam się butem o durną drewnianą deskę... Wylądowałam twarzą w trawie, a nogi jakimś cudem miałam nad sobą.
- O rany Amanda! Nic Ci nie jest?! - spytała Laura, która O T W O R Z Y Ł A furtkę. Czemu ja nie jestem taka mądra? Brunetka podbiegła do mnie i pomogła mi wstać. Za nią ciągnęli się chłopcy. Gdy stałam na nogach ponownie pobiegłam w stronę domu. Otworzyłam drzwi balkonowe i wbiegłam do salonu. Zaczęłam nawoływać Ell'a, ale odpowiedzi nie było. Wbiegłam po schodach do jego pokoju. Jak zwykle był tutaj bałagan. Zielone ściany były poobklejane zdjęciami oraz plakatami samochodów i motorów, na białej wykładzinie walały się jego cuchnące ubrania takie jak bokserki czy przepocona koszulka. Łóżko nie było zaścielone, a dodatkowo było na nim pudełko po pizzy. Na biurku stał komputer a wokół niego były porozrzucane kartki i ołówki. Szafa była otwarta, a z niej wywalały się ubrania, również na wykładzinę. Jedyne co tu było w porządku to nienaruszona półka z książkami (oj tak Ell nie lubi czytać...) oraz jego biało-turkusowa łazienka. Chwilka... pizza? Podeszłam do pudełka i je otworzyłam. W nim znajdywał się jeszcze ciepły, niedojedzony kawałek fastfood'a. Ellington'ie Lee Ratliff'ie masz przerąbane. Pewnie mi menda kasę z pozytywki zabrała! Omijając zdziwionych przyjaciół, chłopaka i brata ruszyłam do siebie. Mój pokój był pomiędzy drzwiami do sypialni Ell'a oraz Joachim'a. W moim kremowym pokoju panował porządek. Ciemne płytki nie były zaśmiecone, w szafie wszystko poukładane, łóżko zaścielone, fioletowy dywan odkurzony, biurko czyste tylko z komputerem, notatnikiem i długopisem, półki z książkami nie zakurzone, a w komodzie posegregowane kosmetyki. W mojej biało-różowej łazience jest taki sam ład i porządek. Na samym wierzchu komody była pozytywka. Otworzyłam ją. Tak myślałam... Brakowało 40 dolarów. Czyli ten pasożyt jest w domu.
- Amanda? - spytał Tyler. Wkurzona zeszłam na dół do salonu, a reszta za mną.
- ELLINGTON MASZ PRZERĄBANE! - wrzasnęłam.
- On tu jest? - zainteresował się mój brat.
- Tak! Ciepła pizza i zniknięcie moich 40 dolarów robi swoje! - odezwałam się.
- Ty musisz zostać detektywem. - powiedział zszokowany Ross.
- Jo wiesz gdzie on może być? - spytała się Laura patrząc na bruneta. On spojrzał natomiast na Ross'a. Oboje kiwnęli głowami i ruszyli w stronę garażu. Oczywiście ja, Lau i Ty poszliśmy za nimi. Mój brat otworzył garaż, ominął samochód i zaczął stukać po ścianie. Aha... dobra to ma sens. Jaaasne.. to nie ma wcale sensu!
- Co ty robisz? - zdziwił się Cross.
- Cicho! - warknął Joach. Zaczął wystukiwać jakiś rytm, a po chwili w ścianie pojawił się prostokątny otwór, a z niego wysunął się czerwony guzik. Blondyn go nacisnął, a cala ściana z narzędziami przesunęła się do dołu (zniknęła w podłodze). Moim oczom ukazało się pomieszczenie, a w nim Ellington pracujący nad motorem!
- CO TO MA BYĆ?! - wrzasnęłam razem z Laurą. A wszyscy spojrzeli na nas.
***
Hey People!
Przepraszam za brak rozdziału w Niedziele na tym blogu i na Magic, ale szkoła. xD
Rozpoczęcie itp., itd. Wiadomo o co chodzi xD
Rozdział dedykuje wszystkim, którzy przeczytali poprzedni rozdział. :D
Pozdrawiam,
Sashy ♫
środa, 26 sierpnia 2015
Rozdział 8 The siblings are kept together.
*Ross*
- Ross szukaj szybciej! - poganiał mnie Jo.
- Daj mi się skupić. Bo inaczej znajdę piekarnię zamiast tego magazynu! - warknąłem na niego. Brunet się łaskawie przymknął, a ja szukałem dalej. Według Amandy to nie była jedna osoba ani dwie... Była to jakaś większa grupka. Tylko dlaczego akurat my?
- Szukaj w zasięgu 30km od LA. Na pewno musi być kilka opuszczonych magazynów. - poradziła mi Am. Pokiwałem głową.
- Laura trzymasz się? - spytałem szybko klikając w klawiaturę. Brunetka przytulała do siebie Ellingtona.
- Tak. - szepnęła, ale nie było to szczere. Martwiła się o siostrę i ja o tym wiedziałem. Na pewno też martwiła się o Rydel i Riker'a, ale nie tak bardzo jak ja. W końcu to moje rodzeństwo. Ale oboje kochamy Marano i Lynchów tak samo. Kliknąłem enter, a na ekranie pojawił się wynik wyszukiwania. Aż 20 stron?! My na serio dzisiaj ich nie znajdziemy...
- O rany... - Joach złapał się za głowę. To się nie uda... Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę. - zaoferowała Laura i znikła za drzwiami. A jak jej się coś stanie?! Na szczęście wróciła po chwili. Z Tyler'em...
- No cześć kotku. - mruknął i pocałował z uśmiechem Amandę w policzek. Mój przyjaciel niezbyt był zadowolony z tej sytuacji.
- Nie mam humoru. - powiedziała od razu.
- Co się stało? - spytał, a w oczach zobaczyłem ten jego błysk. Coś tu nie gra.
- Porwali nasze rodzeństwo to się stało! A teraz szukamy ich i chyba coś znalazłem. - warknąłem do niego. Na stronie były wskazówki dojazdu do jednego z opuszczonych magazynów. Teren, na którym się znajdował był godzinę drogi stąd i do tego w lasie. Mam przeczucie, że to dobry trop.
- Jedziemy! - powiedziała Laura. Pokiwaliśmy głowami, a ja zapisałem ulicę, na której znajdował się owy las. Destiny Street 801.
- Ale, że teraz? - spytał Tyler marszcząc czoło.
- Tak pacanie! A ty z nami! Do auta! - krzyknął na niego Jo. Zbiegliśmy na dół. Szybko chwyciłem swoją i Laury kurtkę oraz wziąłem kluczyki do swojego samochodu. Naprawdę rzadko nim jeździłem. Tylko na wyjątkowe okazje, albo, gdy byłem spóźniony, ponieważ moje czarne Infinity było bardzo szybkie. Zasiadłem na miejscu kierowcy, obok mnie znalazła się Laura, a na tylnych siedzeniach Tyler, Amanda i Joachim. Joach siedział za mną, Amanda na środku, a ostatnie miejsce za Laurą należało do Tylera. Przekręciłem kluczyk w stacyjce, dałem bieg i z piskiem wycofałem z podjazdu..
*Riker*
Idziemy lasem. Jak to się stało? Bandyci wpadli do domu i przyłożyli do twarzy Vanessy jakąś szmatkę usypiającą. Ja się im wyrwałem jednak mnie popchnęli na kant kanapy. Mocno się uderzyłem w łuk brwiowy. Nie trudno wywnioskować, że zacząłem krwawić. Rydel akurat wychodziła z kuchni. Podobno poszła szukać swojej spinki. Wyszła z pomieszczenia i pisnęła na widok przed sobą. Jeden z nich zasłonił tą samą szmatką jej twarz. Dwóch facetów zabrali Van z Rydel na ręce, a mnie dwóch związało, gdy jeszcze Ryd odpływała. Kolejny przerzucił mnie sobie na ramię i uciekli przez drzwi balkonowe.Wpakowali nas na tylne siedzenia auta, a sami poszli do przodu. Komórkę mi też zabrali! W trakcie drogi jako jedyny byłem przytomny. Jednak szyby były przyciemnione i nic, a nic nie widziałem. Dokładnie się przyjrzałem naszym porywaczom. Było ich pięciu. Wszyscy mieli opaski na oczach i byli ubrani na czarno. Widać było tylko kolory włosów. Z łatwością mogę stwierdzić, że były dwie dziewczyny. W trakcie drogi dziewczyny odzyskały przytomność. One też miały związane ręce, nawet nie wiem jakim cudem i kiedy oni to zrobili. Dojechaliśmy na jakieś opuszczoną polanę. Kazali nam wyjść, a mi odwiązali sznury na nogach. Dziękuję Wam! Czujecie ten sarkazm?! I tak przez tą polanę dotarliśmy do lasu przez, który idziemy już półtorej godziny.
- Nogi mnie bolą... - jęknęła Delly.
- Zamknij się i idź! - warknął na nią jeden z porywaczy. Brunet. Dodatkowo ją popchnął, a ona o mało co się nie przewróciła. Zaczęła płakać.
- Zostaw ją! - warknąłem w obronie siostry.
- Bo co mi zrobisz?! - zaśmiał się szyderczo. Podniosłem nogę i zasadziłem mu mocnego kopa w pisanki. Laura miała rację. Działa na każdego faceta. Mężczyzna jęknął.
- Osz ty gówniarzu. - zamachnął się, ale powstrzymał go idący obok niego rudy bandzior.
- Oszczędź bachora. Później się zemścisz. - uspokoił go, a on niechętnie pokiwał głową. Trzej faceci szli za nami, a te dwie kobiety przed nami i nas prowadziły. Super... Rydel naprawdę nie dawała już rady. Vanessa podobnie.
- Rozwiąż mnie. - powiedziałem do bruneta, a ten zaśmiał się głośno z całą resztą. Spojrzałem na niego z irytacją. - Rozwiąż mnie ty debilu! Nie ucieknę, bo i tak bez nich się nie ruszę, a prawdopodobnie byście mnie dogonili! Noża do cholery nie mam, ale jeśli mnie nie rozwiążesz to oberwiesz po jajach kolejny raz! - warknąłem. Śmiechy ucichły, a on zrobił się czerwony ze złości.
- Rozwiąż go. Zobaczymy co zrobi. - powiedział facet o czarnych włosach od strony Vanessy, czyli po mojej lewej. Delly było po prawej. Brunet w chodzie przeciął sznur. Poruszałem chwilę nadgarstkami. Mężczyźni oprócz kobiet patrzyli na mnie ciekawi tego co zrobię. Ponieważ byłem silny i wcale nie żartuję ani nie jestem skromny inaczej. W domu potrafiłem podnieść Ross'a. Może to dziwne, ale tak jest. Nie wiem co mój brat je, ale musi zastopować. Rydel to najdelikatniejsze piórko. Podobnie jak Ness'a. Złapałem Delly za rączkę. Spojrzała na mnie załzawiona. Przetarłem jej łzy. Złapałem ją pod pachami i posadziłem ja na swoich ramionach. Położyła swoje delikatne dłonie na mojej głowie i zaczęła się bawić moimi blond włosami.
- Vanessa dasz radę? - spytałem, a ta uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową.
- Wytrzymam. - powiedziała. Tak... coś w to nie wierzę.
- Będziesz trzymała Delly za nogi. - powiedziałem i złapałem ją jedną ręką pod plecami, a drugą pod nogami tam gdzie zginają się kolana.
- Będzie Ci ciężko! - przestraszyła się brunetka, a ja parsknąłem. Na pewno nie.
- Trzymaj Dells za nogi. Wytrzymam. - za papugowałem ją. Uśmiechnęła się lekko i pocałowała mnie w policzek. Złapała Rydel za kostki.
- Patrz jaki dobry! - usłyszałem za sobą szept. Po głosie rozpoznałem, że to ten rudy.
- Wielkie rzeczy. - powiedział brunet. Ty byś do cholery jednej nie podniósł pasożycie!
- No nieźle. Pierwszy raz takie coś widzę. - powiedziała dziewczyna z przodu. Różowo-włosa.
- Zaczekajcie chwilę. Mam SMS'a. - powiedziała dziewczyna po jej lewej. Ona natomiast miała fioletowe włosy. - Cholera. Zawracamy! - krzyknęła, a wszyscy skręciliśmy w prawo.
- Co jest? - spytała ta druga.
- Szukają ich. - powiedziała, a ja od razu zrozumiałem. Ross, Laura, Joachim i Amanda szukają nas i prawdopodobnie wiedzą, gdzie będziemy przebywać.
***
Hey People!
Co sądzicie o rozdziale? xD
Nie mam zbytnio o czym pisać :P
Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałem 9.
Pamiętajcie!
1 KOM = 5 ZŁ NA PSYCHIATRĘ DLA SASHY XD
Pozdrawiam,
Sashy ♫
- Ross szukaj szybciej! - poganiał mnie Jo.
- Daj mi się skupić. Bo inaczej znajdę piekarnię zamiast tego magazynu! - warknąłem na niego. Brunet się łaskawie przymknął, a ja szukałem dalej. Według Amandy to nie była jedna osoba ani dwie... Była to jakaś większa grupka. Tylko dlaczego akurat my?
- Szukaj w zasięgu 30km od LA. Na pewno musi być kilka opuszczonych magazynów. - poradziła mi Am. Pokiwałem głową.
- Laura trzymasz się? - spytałem szybko klikając w klawiaturę. Brunetka przytulała do siebie Ellingtona.
- Tak. - szepnęła, ale nie było to szczere. Martwiła się o siostrę i ja o tym wiedziałem. Na pewno też martwiła się o Rydel i Riker'a, ale nie tak bardzo jak ja. W końcu to moje rodzeństwo. Ale oboje kochamy Marano i Lynchów tak samo. Kliknąłem enter, a na ekranie pojawił się wynik wyszukiwania. Aż 20 stron?! My na serio dzisiaj ich nie znajdziemy...
- O rany... - Joach złapał się za głowę. To się nie uda... Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę. - zaoferowała Laura i znikła za drzwiami. A jak jej się coś stanie?! Na szczęście wróciła po chwili. Z Tyler'em...
- No cześć kotku. - mruknął i pocałował z uśmiechem Amandę w policzek. Mój przyjaciel niezbyt był zadowolony z tej sytuacji.
- Nie mam humoru. - powiedziała od razu.
- Co się stało? - spytał, a w oczach zobaczyłem ten jego błysk. Coś tu nie gra.
- Porwali nasze rodzeństwo to się stało! A teraz szukamy ich i chyba coś znalazłem. - warknąłem do niego. Na stronie były wskazówki dojazdu do jednego z opuszczonych magazynów. Teren, na którym się znajdował był godzinę drogi stąd i do tego w lasie. Mam przeczucie, że to dobry trop.
- Jedziemy! - powiedziała Laura. Pokiwaliśmy głowami, a ja zapisałem ulicę, na której znajdował się owy las. Destiny Street 801.
- Ale, że teraz? - spytał Tyler marszcząc czoło.
- Tak pacanie! A ty z nami! Do auta! - krzyknął na niego Jo. Zbiegliśmy na dół. Szybko chwyciłem swoją i Laury kurtkę oraz wziąłem kluczyki do swojego samochodu. Naprawdę rzadko nim jeździłem. Tylko na wyjątkowe okazje, albo, gdy byłem spóźniony, ponieważ moje czarne Infinity było bardzo szybkie. Zasiadłem na miejscu kierowcy, obok mnie znalazła się Laura, a na tylnych siedzeniach Tyler, Amanda i Joachim. Joach siedział za mną, Amanda na środku, a ostatnie miejsce za Laurą należało do Tylera. Przekręciłem kluczyk w stacyjce, dałem bieg i z piskiem wycofałem z podjazdu..
*Riker*
Idziemy lasem. Jak to się stało? Bandyci wpadli do domu i przyłożyli do twarzy Vanessy jakąś szmatkę usypiającą. Ja się im wyrwałem jednak mnie popchnęli na kant kanapy. Mocno się uderzyłem w łuk brwiowy. Nie trudno wywnioskować, że zacząłem krwawić. Rydel akurat wychodziła z kuchni. Podobno poszła szukać swojej spinki. Wyszła z pomieszczenia i pisnęła na widok przed sobą. Jeden z nich zasłonił tą samą szmatką jej twarz. Dwóch facetów zabrali Van z Rydel na ręce, a mnie dwóch związało, gdy jeszcze Ryd odpływała. Kolejny przerzucił mnie sobie na ramię i uciekli przez drzwi balkonowe.Wpakowali nas na tylne siedzenia auta, a sami poszli do przodu. Komórkę mi też zabrali! W trakcie drogi jako jedyny byłem przytomny. Jednak szyby były przyciemnione i nic, a nic nie widziałem. Dokładnie się przyjrzałem naszym porywaczom. Było ich pięciu. Wszyscy mieli opaski na oczach i byli ubrani na czarno. Widać było tylko kolory włosów. Z łatwością mogę stwierdzić, że były dwie dziewczyny. W trakcie drogi dziewczyny odzyskały przytomność. One też miały związane ręce, nawet nie wiem jakim cudem i kiedy oni to zrobili. Dojechaliśmy na jakieś opuszczoną polanę. Kazali nam wyjść, a mi odwiązali sznury na nogach. Dziękuję Wam! Czujecie ten sarkazm?! I tak przez tą polanę dotarliśmy do lasu przez, który idziemy już półtorej godziny.
- Nogi mnie bolą... - jęknęła Delly.
- Zamknij się i idź! - warknął na nią jeden z porywaczy. Brunet. Dodatkowo ją popchnął, a ona o mało co się nie przewróciła. Zaczęła płakać.
- Zostaw ją! - warknąłem w obronie siostry.
- Bo co mi zrobisz?! - zaśmiał się szyderczo. Podniosłem nogę i zasadziłem mu mocnego kopa w pisanki. Laura miała rację. Działa na każdego faceta. Mężczyzna jęknął.
- Osz ty gówniarzu. - zamachnął się, ale powstrzymał go idący obok niego rudy bandzior.
- Oszczędź bachora. Później się zemścisz. - uspokoił go, a on niechętnie pokiwał głową. Trzej faceci szli za nami, a te dwie kobiety przed nami i nas prowadziły. Super... Rydel naprawdę nie dawała już rady. Vanessa podobnie.
- Rozwiąż mnie. - powiedziałem do bruneta, a ten zaśmiał się głośno z całą resztą. Spojrzałem na niego z irytacją. - Rozwiąż mnie ty debilu! Nie ucieknę, bo i tak bez nich się nie ruszę, a prawdopodobnie byście mnie dogonili! Noża do cholery nie mam, ale jeśli mnie nie rozwiążesz to oberwiesz po jajach kolejny raz! - warknąłem. Śmiechy ucichły, a on zrobił się czerwony ze złości.
- Rozwiąż go. Zobaczymy co zrobi. - powiedział facet o czarnych włosach od strony Vanessy, czyli po mojej lewej. Delly było po prawej. Brunet w chodzie przeciął sznur. Poruszałem chwilę nadgarstkami. Mężczyźni oprócz kobiet patrzyli na mnie ciekawi tego co zrobię. Ponieważ byłem silny i wcale nie żartuję ani nie jestem skromny inaczej. W domu potrafiłem podnieść Ross'a. Może to dziwne, ale tak jest. Nie wiem co mój brat je, ale musi zastopować. Rydel to najdelikatniejsze piórko. Podobnie jak Ness'a. Złapałem Delly za rączkę. Spojrzała na mnie załzawiona. Przetarłem jej łzy. Złapałem ją pod pachami i posadziłem ja na swoich ramionach. Położyła swoje delikatne dłonie na mojej głowie i zaczęła się bawić moimi blond włosami.
- Vanessa dasz radę? - spytałem, a ta uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową.
- Wytrzymam. - powiedziała. Tak... coś w to nie wierzę.
- Będziesz trzymała Delly za nogi. - powiedziałem i złapałem ją jedną ręką pod plecami, a drugą pod nogami tam gdzie zginają się kolana.
- Będzie Ci ciężko! - przestraszyła się brunetka, a ja parsknąłem. Na pewno nie.
- Trzymaj Dells za nogi. Wytrzymam. - za papugowałem ją. Uśmiechnęła się lekko i pocałowała mnie w policzek. Złapała Rydel za kostki.
- Patrz jaki dobry! - usłyszałem za sobą szept. Po głosie rozpoznałem, że to ten rudy.
- Wielkie rzeczy. - powiedział brunet. Ty byś do cholery jednej nie podniósł pasożycie!
- No nieźle. Pierwszy raz takie coś widzę. - powiedziała dziewczyna z przodu. Różowo-włosa.
- Zaczekajcie chwilę. Mam SMS'a. - powiedziała dziewczyna po jej lewej. Ona natomiast miała fioletowe włosy. - Cholera. Zawracamy! - krzyknęła, a wszyscy skręciliśmy w prawo.
- Co jest? - spytała ta druga.
- Szukają ich. - powiedziała, a ja od razu zrozumiałem. Ross, Laura, Joachim i Amanda szukają nas i prawdopodobnie wiedzą, gdzie będziemy przebywać.
***
Hey People!
Co sądzicie o rozdziale? xD
Nie mam zbytnio o czym pisać :P
Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałem 9.
Pamiętajcie!
1 KOM = 5 ZŁ NA PSYCHIATRĘ DLA SASHY XD
Pozdrawiam,
Sashy ♫
niedziela, 23 sierpnia 2015
Rozdział 7 Believe in the impossible.
*Laura*
Weszłam wraz z Amandą do domu. Byłam szczęśliwa! Ginekolog potwierdził ciąże! Jestem w ciąży! W salonie zastaliśmy chłopaków.
- Cześć! - krzyknęła Amanda. Joachim rozszerzył oczy, a Ross przełknął gęstą ślinę. Blondyn był cały rozgrzany. Coś mi tu nie gra..
- Ross, a gdzie nasze rodzeństwo? - spytałam.
- Przede wszystkim zapamiętaj jak Ross bardzo, bardzo Cię kocha... Bardzo, bardzo, bardzo...
- Jo, przestań! - krzyknęła Am. Rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie ich nie ma.
- Bo... Rydel, Riker i... Vanessa... Tak jakby... Zniknęły? - powiedział ze słabym uśmiechem. Parsknęłam śmiechem.
- Wy żartujecie, prawda? Vanny gdzie jesteś? - ponownie rozejrzałam się po ich twarzach, ale wszystkie były poważne. Uśmiech, który przed chwilą gościł na mojej twarz znikł tak nagle jak się pojawił.
- Laura.. Oni nie żartują. - szepnęła do mnie Amanda.
- Ale jak?! Ross!!! - krzyknęłam i rzuciłam się na blondyna. Razem upadliśmy na kanapę. Będąc na blondynie złapałam go za ramiona.
- Ja naprawdę nie wiem! Tylko na chwilkę poszedłem do rozrywkowego! - zaczął się bronić.
- Na chwilę?! A wystarczyło, by porwali nasze rodzeństwo?! Znowu grałeś w kręgle nierobie, tak?!
- Robię więcej niż Ci się wydaje! Mnie nie wyrzucili z pracy!
- Zawiesili! To co innego!
- Jedno i to samo!
- Żałuję, że będziemy mieć jedno i to samo dziecko! - krzyknęłam i się rozpłakałam. Puściłam blondyna, a do mnie podbiegła rudowłosa. Zabrała mnie od blondyna i przytuliła.
- Tyler miał rację co do Ciebie... Jesteś tylko po to by rozkochiwać i ranić. - powiedziała, a ja nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Co? - szepnął do siebie blondyn. Po chwili ktoś się do mnie przytulił. Spojrzałam w dół. Stał tam Ellington. Uklęknęłam i przytuliłam do siebie bruneta.
- Znajdziemy ich Lau! - zapewnił młodzieniec. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Ross wstał i zaczął do mnie podchodzić
- Nie! Zostaw mnie! - zaczęłam krzyczeć i cofać się.
- Porozmawiaj ze mną! - również krzyknął.
- Nie mamy o czym rozmawiać!
- Daj mi wytłumaczyć!
- Nie chcę Twoich wytłumaczeń! - ściana. Zawsze jest w końcu jakaś przeszkoda w cofaniu się do tyłu. U mnie jest to wredna, szara ściana. Ross oparł się o nią tym samym zamykając mnie w uścisku. Przysunął twarz bardzo blisko mojej, więc gdybym się ruszyła pocałowałabym go.
- Jesteś w ciąży? - powiedział spokojnie przełykając ślinę. Zacisnęłam mocniej usta i zacisnęłam mocno oczy. - Laura... ja wiem, że jesteś na mnie zła... Ale odnajdziemy nasze rodzeństwo. Odnajdziemy energiczną Vanessę, słodziutką Rydel i szalonego Riker'a. Obiecuję Ci. Nawet jeśli to będzie kosztować moje życie. Znajdziemy ich. - dodał. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam jego załzawione czekoladowe tęczówki. Uchyliłam usta i pocałowałam go. Blondyn wykorzystał moment i wpełzł swoim językiem do mojej jamy ustnej. Jęknęłam, gdy język mojego męża dotarł, aż do przełyku. Chyba zamienił się językami z wężem...
- Po tym wszystkim dam Ci mocno w liścia. - warknęłam z lekkim uśmiechem.
- Ej! Znalazłam coś! - krzyknęła Amanda.
*Joachim*
Gdy Ross i Laura się kłócili, ja zadzwoniłem na policję, a rudowłosa zaczęła szukać jakiś poszlak. Amanda lubiła książki i kryminały, więc sama zaczęła czytać o pracy detektywów. Zainteresowała się tym na tyle poważnie, że mogłaby spokojnie pracować w tej branży. Wytłumaczyłem policji co się stało. Czasem mam wrażenie, że oni robią z nas debili. Mówisz: Chciałbym zgłosić porwanie trójki dzieci, nie ma ich w najbliższej okolicy, a oni na to: Proszę zachować spokój czy przeszukali państwo ulubione tereny dzieci? Czy ja nie wyraziłem się wtedy jasno? Jeszcze powiedzieli, że zaczną szukać w przeciągu 24h! Tu chodzi o zaginięcie rodzeństwa małżeństwa Lynch! Tutaj trzeba podjąć natychmiastowe środki! Gdy zakończyłem rozmowę zacząłem pomagać Amandzie. Dziewczyna po tym jak odnalazła ślady krwi przeniosła się na telewizor. Według niej ktoś musiał go wyłączyć, bo dzieci oglądały jakiś serial, a one nigdy go nie wyłączają... Po kilku sekundach Amanda jednak coś znalazła.
- Co jest? - spytała roztrzęsiona Laura.
- Popatrzcie. - moja siostra pokazała palcem na wyłącznik telewizora. Wszyscy jak w transie podeszliśmy do urządzenia. Na stoliku, na którym stał telewizor było coś jakby... lakier.
- Dziewczyna. - powiedział Ross w szoku.
- Właśnie! Przy wyłączaniu telewizora musiała ona zahaczyć paznokciem i odpadł jej czerwony lakier.
- Amanda, a to to co? - spytał Ratliff pokazując na drzwi. Była tam przyczepiona kartka: "Mamy Wasze Rodzeństwo. Żądamy Okupu W Ilości Trzech Milionów. Macie Pięć Dni. Spotkamy Się W Opuszczonym Magazynie. Szczegóły Omówimy Poprzez Skontaktowanie Się. Koszmarów." Laura po przeczytaniu schowała się w ramionach Ross'a. Ten natomiast myślał. Jakie mogą być opuszczone magazyny? Amanda pokazała nam jeszcze inne ślady. Odcisk szminki na ramie telewizora, tylko w kształcie kciuka. Trochę błota na dywanie co świadczy o zabłoconych butach z dworu. A przy wyjściu z domu był kawałek pogniecionej kartki. Podarty. Było na nim napisane: "Światowej klasy unikat jakiego jeszcze nikt nie widział..." I koniec tekstu. Ciekawe...
***
Hey People!
Najpierw Magic, teraz tu. xD
Otóż dziękuję za wszystkie komentarze po rozdziałem 6. I to dla tych osób jest zadedykowany rozdział:
Jednakże będzie tak jak wtedy. Dwa rozdziały w tygodniu, a blog zakończy się po 14 rozdziałach. :c
Może zmienię zdanie, ale to zależy od Was.
Idę zmieniać nazwisko xD Sashy Blog w ostatnim wydaniu.
Pozdrawiam,
Sashy :*
Weszłam wraz z Amandą do domu. Byłam szczęśliwa! Ginekolog potwierdził ciąże! Jestem w ciąży! W salonie zastaliśmy chłopaków.
- Cześć! - krzyknęła Amanda. Joachim rozszerzył oczy, a Ross przełknął gęstą ślinę. Blondyn był cały rozgrzany. Coś mi tu nie gra..
- Ross, a gdzie nasze rodzeństwo? - spytałam.
- Przede wszystkim zapamiętaj jak Ross bardzo, bardzo Cię kocha... Bardzo, bardzo, bardzo...
- Jo, przestań! - krzyknęła Am. Rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie ich nie ma.
- Bo... Rydel, Riker i... Vanessa... Tak jakby... Zniknęły? - powiedział ze słabym uśmiechem. Parsknęłam śmiechem.
- Wy żartujecie, prawda? Vanny gdzie jesteś? - ponownie rozejrzałam się po ich twarzach, ale wszystkie były poważne. Uśmiech, który przed chwilą gościł na mojej twarz znikł tak nagle jak się pojawił.
- Laura.. Oni nie żartują. - szepnęła do mnie Amanda.
- Ale jak?! Ross!!! - krzyknęłam i rzuciłam się na blondyna. Razem upadliśmy na kanapę. Będąc na blondynie złapałam go za ramiona.
- Ja naprawdę nie wiem! Tylko na chwilkę poszedłem do rozrywkowego! - zaczął się bronić.
- Na chwilę?! A wystarczyło, by porwali nasze rodzeństwo?! Znowu grałeś w kręgle nierobie, tak?!
- Robię więcej niż Ci się wydaje! Mnie nie wyrzucili z pracy!
- Zawiesili! To co innego!
- Jedno i to samo!
- Żałuję, że będziemy mieć jedno i to samo dziecko! - krzyknęłam i się rozpłakałam. Puściłam blondyna, a do mnie podbiegła rudowłosa. Zabrała mnie od blondyna i przytuliła.
- Tyler miał rację co do Ciebie... Jesteś tylko po to by rozkochiwać i ranić. - powiedziała, a ja nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Co? - szepnął do siebie blondyn. Po chwili ktoś się do mnie przytulił. Spojrzałam w dół. Stał tam Ellington. Uklęknęłam i przytuliłam do siebie bruneta.
- Znajdziemy ich Lau! - zapewnił młodzieniec. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Ross wstał i zaczął do mnie podchodzić
- Nie! Zostaw mnie! - zaczęłam krzyczeć i cofać się.
- Porozmawiaj ze mną! - również krzyknął.
- Nie mamy o czym rozmawiać!
- Daj mi wytłumaczyć!
- Nie chcę Twoich wytłumaczeń! - ściana. Zawsze jest w końcu jakaś przeszkoda w cofaniu się do tyłu. U mnie jest to wredna, szara ściana. Ross oparł się o nią tym samym zamykając mnie w uścisku. Przysunął twarz bardzo blisko mojej, więc gdybym się ruszyła pocałowałabym go.
- Jesteś w ciąży? - powiedział spokojnie przełykając ślinę. Zacisnęłam mocniej usta i zacisnęłam mocno oczy. - Laura... ja wiem, że jesteś na mnie zła... Ale odnajdziemy nasze rodzeństwo. Odnajdziemy energiczną Vanessę, słodziutką Rydel i szalonego Riker'a. Obiecuję Ci. Nawet jeśli to będzie kosztować moje życie. Znajdziemy ich. - dodał. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam jego załzawione czekoladowe tęczówki. Uchyliłam usta i pocałowałam go. Blondyn wykorzystał moment i wpełzł swoim językiem do mojej jamy ustnej. Jęknęłam, gdy język mojego męża dotarł, aż do przełyku. Chyba zamienił się językami z wężem...
- Po tym wszystkim dam Ci mocno w liścia. - warknęłam z lekkim uśmiechem.
- Ej! Znalazłam coś! - krzyknęła Amanda.
*Joachim*
Gdy Ross i Laura się kłócili, ja zadzwoniłem na policję, a rudowłosa zaczęła szukać jakiś poszlak. Amanda lubiła książki i kryminały, więc sama zaczęła czytać o pracy detektywów. Zainteresowała się tym na tyle poważnie, że mogłaby spokojnie pracować w tej branży. Wytłumaczyłem policji co się stało. Czasem mam wrażenie, że oni robią z nas debili. Mówisz: Chciałbym zgłosić porwanie trójki dzieci, nie ma ich w najbliższej okolicy, a oni na to: Proszę zachować spokój czy przeszukali państwo ulubione tereny dzieci? Czy ja nie wyraziłem się wtedy jasno? Jeszcze powiedzieli, że zaczną szukać w przeciągu 24h! Tu chodzi o zaginięcie rodzeństwa małżeństwa Lynch! Tutaj trzeba podjąć natychmiastowe środki! Gdy zakończyłem rozmowę zacząłem pomagać Amandzie. Dziewczyna po tym jak odnalazła ślady krwi przeniosła się na telewizor. Według niej ktoś musiał go wyłączyć, bo dzieci oglądały jakiś serial, a one nigdy go nie wyłączają... Po kilku sekundach Amanda jednak coś znalazła.
- Co jest? - spytała roztrzęsiona Laura.
- Popatrzcie. - moja siostra pokazała palcem na wyłącznik telewizora. Wszyscy jak w transie podeszliśmy do urządzenia. Na stoliku, na którym stał telewizor było coś jakby... lakier.
- Dziewczyna. - powiedział Ross w szoku.
- Właśnie! Przy wyłączaniu telewizora musiała ona zahaczyć paznokciem i odpadł jej czerwony lakier.
- Amanda, a to to co? - spytał Ratliff pokazując na drzwi. Była tam przyczepiona kartka: "Mamy Wasze Rodzeństwo. Żądamy Okupu W Ilości Trzech Milionów. Macie Pięć Dni. Spotkamy Się W Opuszczonym Magazynie. Szczegóły Omówimy Poprzez Skontaktowanie Się. Koszmarów." Laura po przeczytaniu schowała się w ramionach Ross'a. Ten natomiast myślał. Jakie mogą być opuszczone magazyny? Amanda pokazała nam jeszcze inne ślady. Odcisk szminki na ramie telewizora, tylko w kształcie kciuka. Trochę błota na dywanie co świadczy o zabłoconych butach z dworu. A przy wyjściu z domu był kawałek pogniecionej kartki. Podarty. Było na nim napisane: "Światowej klasy unikat jakiego jeszcze nikt nie widział..." I koniec tekstu. Ciekawe...
***
Hey People!
Najpierw Magic, teraz tu. xD
Otóż dziękuję za wszystkie komentarze po rozdziałem 6. I to dla tych osób jest zadedykowany rozdział:
- Patrycja-choclate Lynch
- Karcia Lynch
- Natalia Czuba
- Paulina Kustra
- Paulina Kordek
- Alicja Mak
- Basia W
45 zł na mojego psychiatrę xD.Jednakże będzie tak jak wtedy. Dwa rozdziały w tygodniu, a blog zakończy się po 14 rozdziałach. :c
Może zmienię zdanie, ale to zależy od Was.
Idę zmieniać nazwisko xD Sashy Blog w ostatnim wydaniu.
Pozdrawiam,
Sashy :*
środa, 19 sierpnia 2015
Rozdział 6 Mysterious disappearance.
Zobaczcie notkę.
Skomentujcie.
(szczegóły w notce) :D
Rozdział zadedykowany dla:
Kinga R5er, Patiii (tak o XD), paulina kustra, Natalia Czuba, Karcia Lynch, Patrycja-choclate Lynch, Karolina Sieczkowska.
Jeśli macie jakieś pytania stworzyłam od tego zakładkę 'Pytanka' ;)
*10 dni później*
*Amanda*
Weszłam drzwiami balkonowymi do domu Lynchów. Ross ganiał za dziećmi i na odwrót. Chyba bawią się w berka. Blondyn byłby dobrym ojcem.
- Cześć Ross! - przywitałam się tym samym odrywając go od zabawy.
- Hej Am! - odpowiedział mi podchodząc do mnie i unosząc dłoń. To nie możliwe, że ten Ross mógłby być taki okrutny... Na pewno Tyler się pomylił. - Co tam u Ciebie?
- A nic szczególnego. Jo sprzedaje swój motor, a Ell'a gdzieś wywiało i już wiem gdzie. - odpowiedziałam mu patrząc na wymienionego bruneta. - A tak w ogóle zaczęłam pisać książkę!
- Przyjęli Cię? - pokiwałam twierdząco głową. - Gratulacje! - blondyn przytulił mnie.
- Dzięki! A gdzie Laura? - spytałam.
- Pojechała oddać w końcu swój projekt na temat rodziny. Mam nadzieję, że te drobne opóźnienie nic nie zmieni w jej karierze.
- Oby. Jak wróci mam z nią jechać do ginekologa.
- Mówiła ostatnio, że w głowie jej się kręciło. - powiedział Lynch, a ja pokiwałam głową.
- Jesteśmy bogaci!!! - do mieszkania wbiegł Joachim z wielkim uśmiechem. - Sprzedałem motor!
- Za ile? - spytałam śmiejąc się.
- Ten unikat poszedł... za...
- Nie rób napięcia! - przerwał mu Lynch.
- Milion! - krzyknął. Przytuliliśmy się we trójkę.
- To świetnie! - przyznałam.
- Genialnie! - dodał głos za nami. Odwróciłam się i zobaczyłam Laurę. Blondyn z uśmiechem podszedł do niej i ją przytulił.
- Jak w pracy? - spytał.
- Ujdzie. - wzruszyła ramionami i rzuciła torebkę w kąt.
- Ej! Co jest? - spojrzał w jej oczy. Dziewczyna przytuliła się do niego.
- Zawiesili mnie na czas nieokreślony. Przez ten czas mam sobie zrobić wolne od pracy. Dostałam też wypłatę... 25000 dolarów. Myślę, że ostatnią... - wymamrotała.
- Kochana wszystko będzie dobrze! - krzyknęłam i przyłączyłam się do przytulania.
- Ciesz się masz wakacje! - dodał Joachim i również się przytulił. Mam ochotę walnąć go w łeb za to zdanie, ale wiem, że chciał ją pocieszyć.
- Laura? - odezwał się chórek z boku. Kątem oka zobaczyłam, że stoją tam Vanessa, Riker, Rydel i Ellington. Dzieci również podeszły do nas i przytuliły się.
- Dobrze, a teraz jedziemy! - zadecydowałam odrywając się. - Później jestem umówiona z Tyler'em.
- Dobrze. - powiedziała brunetka podnosząc torebkę. - Będę później!
- Pa Laura! - krzyknęły dzieci.
- Cześć Lau!/Pa kotku! - krzyknęli chłopacy na raz zanim zamknęłam drzwi. Wsiadłam za kierownicę w czerwonym aucie Laury, a sama właścicielka auta usiadła na miejscu pasażera. Oparła się na ręce, a głowę zwróciła w stronę szyby. Położyłam rękę na jej udzie.
- Obie ręce na kierownicy za piętnaście trzecia. - upomniała mnie z uśmiechem.
- Humor powraca. - pokiwałam głową uważnie patrząc na ulicę.
*Ross*
Wraz z Joachim'em poszliśmy na górę zostawiając dzieci tym samym w salonie. Oglądały sobie bajkę. Weszliśmy do tak zwanego pokoju rozrywki. Pomieszczenie nie było wielkie, ale też nie było małe. Znajdował tu się stół do bilarda, mini tor z kręglami, trzy komputery, a to dlatego, że często chłopcy, dziewczyny i dorośli dzielili się na 3 części, kino domowe, a za odgradzającą to wszystko ścianą było studio nagraniowe. Przysiadłem się do jednego z komputerów, na którym było moje konto 'PRACA'. Wpisałem hasło: amazing29 i zalogowałem się. Wszedłem na odpowiedni program graficzny i pokazałem Jo moje prace.
- Ty za bardzo się przykładasz. - skomentował brunet.
- Nie moja wina, że lubię idealną estetykę. Wszystko musi się zgrywać i być na swoim miejscu. - powiedziałem pokazując kolejny projekt.
- Po Twojej szafie trudno stwierdzić czy kłamiesz, czy mówisz prawdę. - powiedział, a ja się zaśmiałem. Pokazywałem kolejne projekty.
- A masz ten projekt motoru? - spytał. Pokiwałem głową i zacząłem szukać danego projektu w plikach. Jo prosił mnie bym wykonał dla niego projekt, ponieważ buduje coś niesamowitego i ma już wszystkie części tylko nie wie jak to wszystko zgrać, by pasowało do siebie. Głównie chodzi mu o to 'coś', czyli jak on to mówi: zarąbisty wygląd.
- A co wy robicie? - usłyszałem głos w drzwiach. Odwróciłem się w tamtą stronę na chwilę. Uśmiechnąłem się do Ratliff'a i ponownie zatonąłem w plikach.
- Ross szuka pliku. A ty? - spytał się go Trief.
- Byłem w łazience. - odpowiedział mu. Ja w tym czasie znalazłem poprawny plik i go otworzyłem. - Co to za motor?
- Mój kolejny genialny wynalazek. - pochwalił się Joachim, a ja prychnąłem.
- A kto Ci go poskładał, by super wyglądał? - wtrąciłem, a ten machnął na mnie ręką. Już Ci więcej nic nie zaprojektuje Joachimie Michaelu Trief'ie. I tak! Wyklinam Cię w myślach.
- Fajny jest. Jaki silnik? - spytał zainteresowany. Ten dzieciak jest niesamowity. Dosłownie wie wszystko o motoryzacji i tym podobnych rzeczach. Ja żeby coś naprawić w samochodzie Laury muszę używać instrukcji ściągniętej z internetu, a on ledwo przyjdzie i już wie w czym problem. Jo zaczął mnie szturchać.
- Żyjesz? - spytał.
- Tak! Zamyśliłem się tylko... - powiedziałem i kliknąłem, by projekt się wydrukował. - Słuchaj Ell ten motor to tajemnica. Rozumiesz? Tak mały sekrecik, tajna maszyna. - brunet pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Chcę go pokazać, gdy będzie skończony. On przebije prędkością wszystkie motory na świecie. - dodał Trief, a jego brat się uśmiechnął.
- Nie powiem nikomu. Daję słowo. - powiedział i podał Joachim'owi projekt. Brunet złożył go na cztery części i wsadził do tylnej kieszeni w spodniach. Wyłączyłem komputer uprzednio wylogowując się. Z dołu doszedł do nas pisk. Rydel i Vanessa. Na sto procent! Rozszerzyłem oczy i niczym torpeda wyleciałem z pokoju do salonu.
- Van! Ryd! Rik! Gdzie jesteście?! - krzyknąłem będąc w salonie. Nikogo tutaj nie było. Telewizor był włączony... Podszedłem do kanapy. Do góry dołączyli do mnie Ell i Jo. Przyjrzałem się uważniej. Na rogu kanapy była krew... Serce podskoczyło mi do gardła.
- DZIECIAKI JESTEŚCIE?! - krzyknąłem ponownie.
- Idę zobaczyć w kuchni! - powiedział w biegu Joach.
- A ja zobaczę na dworze. - dodał Ell.
- Nie! Ty siedź w domu. Nie może nic Ci się stać. Ja tam pójdę. - jak powiedziałem tak zrobiłem. Wybiegłem na zewnątrz. Wołałem na całe osiedle. Nigdzie nie mogłem ich znaleźć. Wróciłem do mieszkania, do salonu.
- Nie ma ich w całym domu. - powiedział starszy brunet. Zacząłem chodzić w kółko i nerwowo wyrywać sobie włosy.
- Laura mnie zabije! - krzyknąłem i usiadłem załamany na kanapie obok plamki krwi. Amanda by się przydała... Ten kolor... Ten odcień czerwonego jest jak krew Riker'a. Boże... Serce mi bije jak oszalałe, a kiedy usłyszałem skrzypnięcie drzwi wejściowych oraz, gdy zobaczyłem Laurę z Amandą podskoczyło mi ono do gardła.
***
Hey People!
Oto kolejny rozdział.
Tajemnicze zniknięcie dzieciaków. Co o tym sądzicie?
Mam do Was prośbę...
Zostawcie komentarz jak przeczytacie. Ta historia będzie naprawdę krótka, a jeśli zobaczę, że ktoś ją czyta możliwe, że przedłużę ją do 30 rozdziałów. (A planowałam do 12-14 więc to o wiele więcej!).
Mogłabym dodawać rozdziały trzy razy w tygodniu, ale muszę wiedzieć czy są zainteresowani. Jeśli pod tym rozdziałem będzie dużo komentarzy (obojętnie jakich) to rozdziały będą coraz częściej. Tylko musiało by być powyżej 12 komentarzy (!).
To jak? Dacie Sashy na psychiatrę? xD
Jeden komentarz = 5 złotych na moje leczenie. xD
Pozdrawiam,
Sashy :*
niedziela, 16 sierpnia 2015
Rozdział 5 Is it a true story?
*Ross*
Kolejny dzień. Może i taki jak wszystkie, ale nie dla mnie. Już od godziny siedzimy w naszej altance... Ja, Laura, Joachim, Amanda i niestety Tyler. Nie lubię go. To nie jest nienawiść od pierwszego wejrzenia czy dlatego, że zarywał do mojej żony. Znam gościa. Byliśmy razem w 3 klasie liceum. Używał fałszywego imienia i nazwiska: Artur Streng oraz farbował włosy na czarno. Chłopak zarywał do każdej możliwej dziewczyny, a kiedy ją przeleciał porzucał i zostawiał. Już wtedy podobała mi się Laura. Z Lau chodziliśmy razem do klasy od 3 lat. Ale to inna historia. Tak czy siak.. Tyler chciał przelecieć Laurę i wtedy do akcji wkroczyłem ja. Wiedziałem co on planuję, ale nie wiedziała tego brunetka. Gdy tak sobie rozmawiali przerwałem im. Pamiętam jak wszystkie pary oczu spojrzały na mnie wtedy z przerażeniem. No, bo przecież wielkiemu panu Tyler'owi Cross nie wolno przerywać we flirtowaniu, bo jeden z tych jego koleżków może uszkodzić moją piękną twarz. Ale dla mnie liczyło się dobro Laury. Pamiętam, że wtedy miałem w dłoni wodę. Odkręconą. To nie było specjalnie. Chciałem tylko z nim na boku normalnie porozmawiać. Ale butelka z piciem jakoś tak wyślizgnęła mi się z trzęsącej się dłoni. Oblała go prosto na miejscu gdzie znajdują się genitalia mężczyzny. Wyglądało to jakby się zlał. Wszyscy zaczęli chichotać wraz z Laurą, a ja przerażony wpatrywałem się na wkurzonego bruneta. Przyciągnął mocno do siebie Laurę za rękę. Zostawił jej czerwony ślad swojej dłoni. Dziewczyna jęknęła, a on przystawił jej nóż do szyi. Wszyscy zamilkli, a mi serce stanęło... Wtedy pierwszy raz się biłem. Biłem się o miłość mojego życia. Odwracając jego uwagę wykręciłem mu rękę z nożem jednocześnie uwalniając Laurę. Marano odbiegła kawałek i z załzawionymi oczami wpatrywała się w nas jak się bijemy. Przerwał nam dyrektor. Mnie pochwalił za obronę koleżanki, a Tyler'a wyrzucił ze szkoły na dobre. Plus trafił do poprawczaka i ma na karku z policją. Dyrektor nawet nie ochrzanił mnie za bójkę co było dziwne. Po tm jak upokorzyłem go spotkała mnie rozmowa na uboczu z Dyrkiem. Powiedział mi jego prawdziwe dane. Po tym wróciłem do Laury spytać się czy nic jej nie jest. Zaczęliśmy rozmawiać i tak to się zaczęło. Nie dziwie się, że brunetka nie poznała go. Muszę jej o nim powiedzieć tylko nie mam zbytnio okazji. Jak pójdę z nią na bok ten typ domyśli się czegoś. Moje i Tyler'a stosunki są... napięte. Rozejrzałem się dookoła. Joachim jadł ciasto, Amanda wraz z Laurą zawzięcie dyskutowały o czymś z Tyler'em, a nasze rodzeństwa skakały na trampolinie.
- A ty Ross? Co o tym sądzisz? - z transu wyrwał mnie głos Laury. O kurczę... O czym gadali?
- Yyy co? - spytałem mało inteligentnie, a Tyler parsknął śmiechem.
- Nie słuchałeś.. - westchnęła moja żona. Uśmiechnąłem się do niej i objąłem ją ramieniem. Siedziała obok mnie po lewej, po prawej był Joachim. Przed Joachimem był Tyler, a obok niego Amanda.
- Nie mogłem się skupić, bo mam przed sobą prawdziwego anioła. - powiedziałem uwodzicielsko i pocałowałem ją w czoło. Teraz Tyler może pozazdrościć. Brunetka zaśmiała się, a rudowłosa zrobiła 'Awww'.
- Pytałam się o dziecko. No wiesz o imię. Tak w razie czego. - powiedziała.
- Ja osobiście jestem za Justinem dla chłopaka! - powiedział Joach.
- No chyba Ci się coś po pie...kręciło w tym debilnym łbie. - krzyknęła Amanda. Dobrze, że powstrzymuje się od niektórych wyrazów przy najmłodszych Rydel i Vanessie. - Ja był dała chłopakowi Rocky.
- Dobrze myślisz siostra. - uśmiechnął się Jo.
- Ja bym myślał nad Rayan'em - powiedziałem.
- A dla dziewczynki Nicol! - powiedziała Laura.
- Nie... na 'R'! - zacząłem się upierać robiąc minkę zbitego pieska.
- No to może Rose? - spytał Tyler. Pokiwałem od razu głową.
- A mi się podoba. - wtrąciła się Laura z Amandą.
- A mi również nie. - poparł mnie Joachim. Dzięki brachu.
- A co powiesz na Ruth, kotku? - spytałem, a brunetka z uśmiechem zapisała to imię na papierku, który był na ławce. Spojrzałem na Tyler'a wzrokiem 'wygrałem tą bitwę'.
*Amanda*
- No to my może pójdziemy się przejść. - powiedziałam patrząc znacząco na Tyler'a. Ten pokiwał szybko głową.
- Jasne. Chętnie poznam bliżej moją dziewczynę. - powiedział z uśmiechem, a mi lepiej się na sercu zrobiło. Odwzajemniłam jego gest.
- Ohh... szkoda. Ale jeszcze się zobaczymy! - odpowiedziała mi Laura. Podbiegły dla mnie Rydel i Vanessa.
- Ciocia idzie? - zaśmiałam się na te słowa dziewczynek. Pozwalam im mówić na siebie ciocia, ale po imieniu, bo to dla mnie niezbyt komfortowe, by w tak młodym wieku mówiły do mnie na ''Pani''. Aż tak stara nie jestem, prawda?
- Niestety. Zobaczymy się jutro szkraby! - uśmiechnęłam się do nich i przytuliłam. Dziewczynki po chwili odkleiły się ode mnie i poleciały za Ross'em, i Joachim'em do domu Lynchów.
- Ja wrócę później do domu! Miłej zabawy! - krzyknął mój brat, a ja przekręciłam oczami.
- Właśnie bawcie się dobrze! - dodał Ross znikając za ścianą.
- Pa Laura! - powiedziałam przytulając się do brunetki. Po krótkim czasie odkleiła się ode mnie i przytuliła teraz Tyler'a.
- Cześć Wam. - odpowiedziała mi i brunetowi na raz. Mogłabym teraz marudzić, że ręce Cross'a są niżej niż powinny, ale pewnie mi się zdaje. - To ja lecę do Ross'a.
- Żegnaj Lau. - odpowiedział jej chłopak. Podeszli do nas teraz Riker i Ratliff.
- A tylko zrób coś mojej siostrze to pożałujesz. - powiedział Ell strzelając kośćmi w palcach, a Rik dodatkowo szyją.
- Zobaczysz. Powiesimy Cię za jaja. - dodał Riker. Brunet z rozbawieniem pokiwał głową. Chłopaki weszli do domu, a ja wraz z Cross'em udałam się do parku na spacer.
- Dlaczego ty i Ross... konkurujecie ze sobą czy coś? - spytałam, bo to pytanie nurtuje mnie od początku. - I nie mów, że mi się wydaje, bo ja wiem co widzę. - zastrzegłam z góry.
- Bo to było tak, że kiedyś zakochałem się w jednej dziewczynie, a z Ross'em się przyjaźniliśmy. Powiedziałem mu o tym, a wtedy on na drugi dzień mi ją odbił. - powiedział, a ja byłam w szoku. To nie możliwe, że Ross był zdolny do czegoś takiego.
- Jak? - wydusiłam.
- Normalnie. Nagadał tej dziewczynie samych bzdur o mnie. Ona to rozgadała. Upokorzył mnie. Każdy miał za mnie ubaw w liceum. Do tego on zaczął z nią chodzić, a mi krwawiło serce. - jego historia poruszyła mnie. Mówił to z takimi uczuciami... To musiało być straszne. Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- Przykro mi. - wtuliłam się mocniej w jego ramię. Wydawało mi się, że uśmiechnął się. Tak jakoś dziwnie. Ale to tylko mi się zdawało.
***
Hey People!
Kolejny rozdział dzisiaj.
Piszcie co o nim sądzicie. Tyler vs Ross - prawidłowe imię dla dziecka.
xD
Za dużo Papierowych miast się naczytałam (PS/Polecam :*)
Ja znikam pisać kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
Sashy :*
PS/ Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałem 4 :D
Kolejny dzień. Może i taki jak wszystkie, ale nie dla mnie. Już od godziny siedzimy w naszej altance... Ja, Laura, Joachim, Amanda i niestety Tyler. Nie lubię go. To nie jest nienawiść od pierwszego wejrzenia czy dlatego, że zarywał do mojej żony. Znam gościa. Byliśmy razem w 3 klasie liceum. Używał fałszywego imienia i nazwiska: Artur Streng oraz farbował włosy na czarno. Chłopak zarywał do każdej możliwej dziewczyny, a kiedy ją przeleciał porzucał i zostawiał. Już wtedy podobała mi się Laura. Z Lau chodziliśmy razem do klasy od 3 lat. Ale to inna historia. Tak czy siak.. Tyler chciał przelecieć Laurę i wtedy do akcji wkroczyłem ja. Wiedziałem co on planuję, ale nie wiedziała tego brunetka. Gdy tak sobie rozmawiali przerwałem im. Pamiętam jak wszystkie pary oczu spojrzały na mnie wtedy z przerażeniem. No, bo przecież wielkiemu panu Tyler'owi Cross nie wolno przerywać we flirtowaniu, bo jeden z tych jego koleżków może uszkodzić moją piękną twarz. Ale dla mnie liczyło się dobro Laury. Pamiętam, że wtedy miałem w dłoni wodę. Odkręconą. To nie było specjalnie. Chciałem tylko z nim na boku normalnie porozmawiać. Ale butelka z piciem jakoś tak wyślizgnęła mi się z trzęsącej się dłoni. Oblała go prosto na miejscu gdzie znajdują się genitalia mężczyzny. Wyglądało to jakby się zlał. Wszyscy zaczęli chichotać wraz z Laurą, a ja przerażony wpatrywałem się na wkurzonego bruneta. Przyciągnął mocno do siebie Laurę za rękę. Zostawił jej czerwony ślad swojej dłoni. Dziewczyna jęknęła, a on przystawił jej nóż do szyi. Wszyscy zamilkli, a mi serce stanęło... Wtedy pierwszy raz się biłem. Biłem się o miłość mojego życia. Odwracając jego uwagę wykręciłem mu rękę z nożem jednocześnie uwalniając Laurę. Marano odbiegła kawałek i z załzawionymi oczami wpatrywała się w nas jak się bijemy. Przerwał nam dyrektor. Mnie pochwalił za obronę koleżanki, a Tyler'a wyrzucił ze szkoły na dobre. Plus trafił do poprawczaka i ma na karku z policją. Dyrektor nawet nie ochrzanił mnie za bójkę co było dziwne. Po tm jak upokorzyłem go spotkała mnie rozmowa na uboczu z Dyrkiem. Powiedział mi jego prawdziwe dane. Po tym wróciłem do Laury spytać się czy nic jej nie jest. Zaczęliśmy rozmawiać i tak to się zaczęło. Nie dziwie się, że brunetka nie poznała go. Muszę jej o nim powiedzieć tylko nie mam zbytnio okazji. Jak pójdę z nią na bok ten typ domyśli się czegoś. Moje i Tyler'a stosunki są... napięte. Rozejrzałem się dookoła. Joachim jadł ciasto, Amanda wraz z Laurą zawzięcie dyskutowały o czymś z Tyler'em, a nasze rodzeństwa skakały na trampolinie.
- A ty Ross? Co o tym sądzisz? - z transu wyrwał mnie głos Laury. O kurczę... O czym gadali?
- Yyy co? - spytałem mało inteligentnie, a Tyler parsknął śmiechem.
- Nie słuchałeś.. - westchnęła moja żona. Uśmiechnąłem się do niej i objąłem ją ramieniem. Siedziała obok mnie po lewej, po prawej był Joachim. Przed Joachimem był Tyler, a obok niego Amanda.
- Nie mogłem się skupić, bo mam przed sobą prawdziwego anioła. - powiedziałem uwodzicielsko i pocałowałem ją w czoło. Teraz Tyler może pozazdrościć. Brunetka zaśmiała się, a rudowłosa zrobiła 'Awww'.
- Pytałam się o dziecko. No wiesz o imię. Tak w razie czego. - powiedziała.
- Ja osobiście jestem za Justinem dla chłopaka! - powiedział Joach.
- No chyba Ci się coś po pie...kręciło w tym debilnym łbie. - krzyknęła Amanda. Dobrze, że powstrzymuje się od niektórych wyrazów przy najmłodszych Rydel i Vanessie. - Ja był dała chłopakowi Rocky.
- Dobrze myślisz siostra. - uśmiechnął się Jo.
- Ja bym myślał nad Rayan'em - powiedziałem.
- A dla dziewczynki Nicol! - powiedziała Laura.
- Nie... na 'R'! - zacząłem się upierać robiąc minkę zbitego pieska.
- No to może Rose? - spytał Tyler. Pokiwałem od razu głową.
- A mi się podoba. - wtrąciła się Laura z Amandą.
- A mi również nie. - poparł mnie Joachim. Dzięki brachu.
- A co powiesz na Ruth, kotku? - spytałem, a brunetka z uśmiechem zapisała to imię na papierku, który był na ławce. Spojrzałem na Tyler'a wzrokiem 'wygrałem tą bitwę'.
*Amanda*
- No to my może pójdziemy się przejść. - powiedziałam patrząc znacząco na Tyler'a. Ten pokiwał szybko głową.
- Jasne. Chętnie poznam bliżej moją dziewczynę. - powiedział z uśmiechem, a mi lepiej się na sercu zrobiło. Odwzajemniłam jego gest.
- Ohh... szkoda. Ale jeszcze się zobaczymy! - odpowiedziała mi Laura. Podbiegły dla mnie Rydel i Vanessa.
- Ciocia idzie? - zaśmiałam się na te słowa dziewczynek. Pozwalam im mówić na siebie ciocia, ale po imieniu, bo to dla mnie niezbyt komfortowe, by w tak młodym wieku mówiły do mnie na ''Pani''. Aż tak stara nie jestem, prawda?
- Niestety. Zobaczymy się jutro szkraby! - uśmiechnęłam się do nich i przytuliłam. Dziewczynki po chwili odkleiły się ode mnie i poleciały za Ross'em, i Joachim'em do domu Lynchów.
- Ja wrócę później do domu! Miłej zabawy! - krzyknął mój brat, a ja przekręciłam oczami.
- Właśnie bawcie się dobrze! - dodał Ross znikając za ścianą.
- Pa Laura! - powiedziałam przytulając się do brunetki. Po krótkim czasie odkleiła się ode mnie i przytuliła teraz Tyler'a.
- Cześć Wam. - odpowiedziała mi i brunetowi na raz. Mogłabym teraz marudzić, że ręce Cross'a są niżej niż powinny, ale pewnie mi się zdaje. - To ja lecę do Ross'a.
- Żegnaj Lau. - odpowiedział jej chłopak. Podeszli do nas teraz Riker i Ratliff.
- A tylko zrób coś mojej siostrze to pożałujesz. - powiedział Ell strzelając kośćmi w palcach, a Rik dodatkowo szyją.
- Zobaczysz. Powiesimy Cię za jaja. - dodał Riker. Brunet z rozbawieniem pokiwał głową. Chłopaki weszli do domu, a ja wraz z Cross'em udałam się do parku na spacer.
- Dlaczego ty i Ross... konkurujecie ze sobą czy coś? - spytałam, bo to pytanie nurtuje mnie od początku. - I nie mów, że mi się wydaje, bo ja wiem co widzę. - zastrzegłam z góry.
- Bo to było tak, że kiedyś zakochałem się w jednej dziewczynie, a z Ross'em się przyjaźniliśmy. Powiedziałem mu o tym, a wtedy on na drugi dzień mi ją odbił. - powiedział, a ja byłam w szoku. To nie możliwe, że Ross był zdolny do czegoś takiego.
- Jak? - wydusiłam.
- Normalnie. Nagadał tej dziewczynie samych bzdur o mnie. Ona to rozgadała. Upokorzył mnie. Każdy miał za mnie ubaw w liceum. Do tego on zaczął z nią chodzić, a mi krwawiło serce. - jego historia poruszyła mnie. Mówił to z takimi uczuciami... To musiało być straszne. Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- Przykro mi. - wtuliłam się mocniej w jego ramię. Wydawało mi się, że uśmiechnął się. Tak jakoś dziwnie. Ale to tylko mi się zdawało.
***
Hey People!
Kolejny rozdział dzisiaj.
Piszcie co o nim sądzicie. Tyler vs Ross - prawidłowe imię dla dziecka.
xD
Za dużo Papierowych miast się naczytałam (PS/Polecam :*)
Ja znikam pisać kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
Sashy :*
PS/ Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałem 4 :D
środa, 12 sierpnia 2015
Rozdział 4 Beginning of trouble...
*Narrator*
Kolejny ranek rodziny Lynch był taki sam jak poprzedni. No może oprócz tego, że Laurze tym razem się nie śpieszyło. Wszyscy spokojnie wstali i ubrali się.
- Laura!!! - krzyknęła Vanessa. - Pomożesz mi z tym paskiem?!
- Już idę! - odkrzyknęła siostrze brunetka i ruszyła w stronę pokoju jej siostry i rodzeństwa Ross'a. Pokój był oddzielony ścianką na strefy chłopak/dziewczyny. Co jak co 12-letni Riker chciał trochę prywatności. Laura zastała Vanessę w pięknej, skromnej miętowej sukieneczce. Dziewczynka trzymała w dłoniach długi materiał o toń ciemniejszy od sukienki.
- No młoda. Nieźle się odstawiłaś. Dla kogo? - spytała brunetka patrząc w oczy 10-latki. Dziewczynka zarumieniła się. - Dla Rik'a? - spytała ponownie przewijając materiał przez szelki.
- Dla nikogo. - powiedziała cicho i lekko piskliwym głosikiem. Laura przekręciła oczami. Zawiązała z tyłu piękną dużą kokardkę.
- Gotowe. - uśmiechnęła się, a jej siostra rzuciła jej się na szyję.
- Dziękuję, że mnie nie zostawiłaś... Nie poradziłabym sobie. - przyznała, a Lau wzmocniła uścisk. To prawda. Po śmierci rodziców Lynch i Marano rodzeństwo młodej pary, które mieszkało w Denver mogło pójść do domu dziecka. Sąsiadka opiekująca się dziećmi na czas wyjazdu rodziców nie miała aż tak dużego metrażu i pieniędzy by pomieścić troję dzieci. Sama musiała wychować swoją trójkę. Gdy Laura i Ross dowiedzieli się o tragedii natychmiast wsiedli w samochód i pojawili się w Denver. Z resztą w ostatniej chwili kiedy wyprowadzali z domu za rękę rzucającego się Riker'a i płaczącą Van z Ryd. Nigdy nie zapomną tej chwili kiedy dzieci wyrwały się i podbiegł do nich przytulając się. Dzieci zabrali do swojego domu w Los Angeles, a tamten sprzedali. Laura oderwała się od Vanessy i wyprostowana, łapiąc Vanessę za rączkę udała się na dół do czekającego na nie Ross'a z rodzeństwem.
- Dłużej się nie dało? - zapytał blondyn na wstępie do swojej żony. Ta wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz mogę zawrócić... - powiedziała odwracając się.
- Nie! - krzyknęło rodzeństwo Lynch. Mała brunetka puściła dłoń Laury i podbiegła do Riker'a.
- Podoba Ci się ta sukienka? - spytała, a Ross z Laurą zachichotali.
- Jest ładna. Pasuje do Ciebie.- uśmiechnął się olśniewająco Riker.
- Romanse na później. Teraz idziemy na śniadanie do Trief'ów i Ratliff'a. Pamiętacie? Zaprosili nas. - przypomniała im Laura. Wszyscy przeszli furtką z ich ogrodu do ogrodu sąsiadów. Tam weszli przez drzwi tarasowe do środka.
- Cześć! - przywitali się wszyscy na wstępie, gdy weszli przez drzwi do salonu.
- O! Cześć! - przywitało się całe rodzeństwo. Dodatkowo Ratliff podbiegł do Rydel i jako pierwszy ją przytulił.
- Tęskniłeś za mną czy co? - spytała przerażona mała blondyneczka. Brunet odsunął się delikatnie od niej i pokiwał głową na tak.
- I ja tu mam romans? - spytała Vanessa Laury.
- Jeszcze później poznasz pełne znaczenie tego słowa... - powiedziała do niej Amanda. Wszyscy zasiedli do pościelonego stołu w jadalni.
- Proszę do stołu podano. - uśmiechnął się Joachim i postawił na stole tosty, które wabiły zapachem.
*Joachim*
Po zjedzonym śniadaniu dziewczyny poszły na górę do pokoju Amandy, a my, czyli męska część zajęliśmy się grą na konsoli w salonie.
- Nadal nie wierzę, że puszczasz Amandę tak samą na spotkanie z nieznajomym facetem. - powiedział do mnie Ross. Oderwałem na chwilę głowę od ekranu telewizora, by móc spojrzeć na przyjaciela.
- Ufam jej. Z resztą widziałeś jak sama potrafi się bronić. - odpowiedziałem mu i powróciłem do gry wyścigowej.
- Jak to możliwe, że Riker gra w to pierwszy raz, a jest pierwszy? - spytał Ratliff.
- Doświadczenie. - odpowiedział mu blondyn, a brunet odpowiedział mu językiem.
- Macie już 12-lat. Jesteście nastolatkami, a zachowujecie się jak dzieci. - skomentowałem.
- Powiedział dorosły grający w gry dla dzieci. - dogryzł Ell.
- Ej! Ja też tu jestem. - oburzył się Ross, a wszyscy zaśmiali się. Przez chwilę skupialiśmy się całkowicie na grze. Ale, że niezbyt nam to szło z powrotem doszło do rozmowy.
- Ja się tam cieszę, że moja siostra w końcu się z kimś umówi. - powiedział Ell.
- Jasne. - burknąłem pod nosem. Wcale nie chcę, żeby się z kimś spotykała...
- Ja jeszcze mam czas na randki. - rzekł Riker przekręcając w dłoni konsolę.
- Powiedz to Vanessie. Na pewno się ucieszy. - odpowiedział blondyn bratu i oboje się zaśmiali.
- Wy jednak jesteście naturalnymi blondynami. - stwierdziłem wraz z Ell'em. Zaśmialiśmy się po raz kolejny i wróciliśmy do gry. Nie wiem ile czasu spędziliśmy na graniu, ale wiem, że był to bliski czas do spotkania Amandy z tamtym typem. Usłyszałem dziewczęcy śmiech na schodach. Wraz z resztą odwróciliśmy się w stronę głosu. Była tam Amanda ubrana w śliczną sukienkę wraz z dziewczynami.
- I jak się Wam podobam? - spytała rudowłosa.
- Wow. - skomentowali Ross, Rik i Ellington.
- Wyglądasz prześlicznie. - powiedziałem, a dziewczyna zarumieniła się.
- Ross! Nie śliń się! - powiedziała trochę wkurzona Laura. Zaśmiałem się, a blondyn podszedł do swojej żony i pocałował ją prosto w usta. Ble!
- O fuj! - skomentowały dzieciaki. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Serce zaczęło mi szybciej bić. Amanda poszła otworzyć drzwi, a po chwili wróciła z tym Tyler'em.
- Kochani to Tyler. - powiedziała z uśmiechem. Poszedłem do niego i uścisnąłem jego dłoń.
- Joachim Trief. Jak zrobisz coś Amandzie to pożałujesz... - powiedziałem mrużąc oczy.
- Nie masz się o co martwić, stary. - powiedział brunet. Pokiwałem głową i się oddaliłem od niego. Spojrzałem na Ross'a. Jedną ręką obejmował Laurę, a drugą przyciskał do siebie Rydel. Laura za to trzymała Vanessę za rączkę, a na samym środku stał Riker. Ross był spięty. To po nim widać. I po jego mrużących oczach.
- A to mój brat Ellington Ratliff. - powiedziała Amanda.
- Cześć młody. - powiedział Tyler i nastawił rękę do piątki. Ell lekko ją przybił po czym powiedział:
- Młody może do mnie mówić tylko Ross z Laurą i rodzeństwo. - teraz brunet podniósł wzrok na Ross'a. Podszedł do rodziny Lynch naprawdę powoli.
- Lynch. - wycedził przez zęby.
- Cross. - odpowiedział mu blondyn tym samym tonem.
- Kupę lat.
- A mi się wydaję jakby to było wczoraj. - odpowiedział mu blondyn już naprawdę zdenerwowany.
- To wy się znacie? - wtrąciła się Laura.
- Witaj Lauro. - powiedział Cross unosząc i całując dłoń Laury. Przy tym umyślnie patrzył na twarz Ross'a, która już czerwieniała. - A te urocze dziewczynki i chłopak to...?
- Vanessa Marano moja siostra oraz Rydel i Riker Lynch rodzeństwo Ross'a. - powiedziała Laura. Chłopak pokiwał głową.
- No to my już się zbieramy. Pa! - krzyknęła rudowłosa i zmierzyła do wyjścia.
- Strzałka! - krzyknął Tyler i pobiegł za nią. Gdy drzwi się zatrzasnęły poczułem, że mogę odetchnąć. Z resztą nie tylko ja, bo jak patrzą na Ross'a to jak cykając bomba. Dzieci podobnie tak samo spięte.
- Zdezynfekujesz tą dłoń, prawda? - zapytał Ross pokazując na rękę Laury, a wszyscy zaczęli się śmiać.
***
Hey people!
Czo tam u Was? :D
Dzisiaj rozdział taki nijaki :/
Jeśli chodzi o dodawanie to rozdziały będą w środy i niedziele. Oczywiście jak się wyrobię xD.
Piszcie co o nim sądzicie. Podoba Wam się ten Tyler? ;) (podpowiedź: ma się NIE podobać xD)
Dziękuję za wszystkie komentarze :3. Motywują bardzo, bardzo. :D
Pozdrawiam,
Sashy :*
Kolejny ranek rodziny Lynch był taki sam jak poprzedni. No może oprócz tego, że Laurze tym razem się nie śpieszyło. Wszyscy spokojnie wstali i ubrali się.
- Laura!!! - krzyknęła Vanessa. - Pomożesz mi z tym paskiem?!
- Już idę! - odkrzyknęła siostrze brunetka i ruszyła w stronę pokoju jej siostry i rodzeństwa Ross'a. Pokój był oddzielony ścianką na strefy chłopak/dziewczyny. Co jak co 12-letni Riker chciał trochę prywatności. Laura zastała Vanessę w pięknej, skromnej miętowej sukieneczce. Dziewczynka trzymała w dłoniach długi materiał o toń ciemniejszy od sukienki.
- No młoda. Nieźle się odstawiłaś. Dla kogo? - spytała brunetka patrząc w oczy 10-latki. Dziewczynka zarumieniła się. - Dla Rik'a? - spytała ponownie przewijając materiał przez szelki.
- Dla nikogo. - powiedziała cicho i lekko piskliwym głosikiem. Laura przekręciła oczami. Zawiązała z tyłu piękną dużą kokardkę.
- Gotowe. - uśmiechnęła się, a jej siostra rzuciła jej się na szyję.
- Dziękuję, że mnie nie zostawiłaś... Nie poradziłabym sobie. - przyznała, a Lau wzmocniła uścisk. To prawda. Po śmierci rodziców Lynch i Marano rodzeństwo młodej pary, które mieszkało w Denver mogło pójść do domu dziecka. Sąsiadka opiekująca się dziećmi na czas wyjazdu rodziców nie miała aż tak dużego metrażu i pieniędzy by pomieścić troję dzieci. Sama musiała wychować swoją trójkę. Gdy Laura i Ross dowiedzieli się o tragedii natychmiast wsiedli w samochód i pojawili się w Denver. Z resztą w ostatniej chwili kiedy wyprowadzali z domu za rękę rzucającego się Riker'a i płaczącą Van z Ryd. Nigdy nie zapomną tej chwili kiedy dzieci wyrwały się i podbiegł do nich przytulając się. Dzieci zabrali do swojego domu w Los Angeles, a tamten sprzedali. Laura oderwała się od Vanessy i wyprostowana, łapiąc Vanessę za rączkę udała się na dół do czekającego na nie Ross'a z rodzeństwem.
- Dłużej się nie dało? - zapytał blondyn na wstępie do swojej żony. Ta wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz mogę zawrócić... - powiedziała odwracając się.
- Nie! - krzyknęło rodzeństwo Lynch. Mała brunetka puściła dłoń Laury i podbiegła do Riker'a.
- Podoba Ci się ta sukienka? - spytała, a Ross z Laurą zachichotali.
- Jest ładna. Pasuje do Ciebie.- uśmiechnął się olśniewająco Riker.
- Romanse na później. Teraz idziemy na śniadanie do Trief'ów i Ratliff'a. Pamiętacie? Zaprosili nas. - przypomniała im Laura. Wszyscy przeszli furtką z ich ogrodu do ogrodu sąsiadów. Tam weszli przez drzwi tarasowe do środka.
- Cześć! - przywitali się wszyscy na wstępie, gdy weszli przez drzwi do salonu.
- O! Cześć! - przywitało się całe rodzeństwo. Dodatkowo Ratliff podbiegł do Rydel i jako pierwszy ją przytulił.
- Tęskniłeś za mną czy co? - spytała przerażona mała blondyneczka. Brunet odsunął się delikatnie od niej i pokiwał głową na tak.
- I ja tu mam romans? - spytała Vanessa Laury.
- Jeszcze później poznasz pełne znaczenie tego słowa... - powiedziała do niej Amanda. Wszyscy zasiedli do pościelonego stołu w jadalni.
- Proszę do stołu podano. - uśmiechnął się Joachim i postawił na stole tosty, które wabiły zapachem.
*Joachim*
Po zjedzonym śniadaniu dziewczyny poszły na górę do pokoju Amandy, a my, czyli męska część zajęliśmy się grą na konsoli w salonie.
- Nadal nie wierzę, że puszczasz Amandę tak samą na spotkanie z nieznajomym facetem. - powiedział do mnie Ross. Oderwałem na chwilę głowę od ekranu telewizora, by móc spojrzeć na przyjaciela.
- Ufam jej. Z resztą widziałeś jak sama potrafi się bronić. - odpowiedziałem mu i powróciłem do gry wyścigowej.
- Jak to możliwe, że Riker gra w to pierwszy raz, a jest pierwszy? - spytał Ratliff.
- Doświadczenie. - odpowiedział mu blondyn, a brunet odpowiedział mu językiem.
- Macie już 12-lat. Jesteście nastolatkami, a zachowujecie się jak dzieci. - skomentowałem.
- Powiedział dorosły grający w gry dla dzieci. - dogryzł Ell.
- Ej! Ja też tu jestem. - oburzył się Ross, a wszyscy zaśmiali się. Przez chwilę skupialiśmy się całkowicie na grze. Ale, że niezbyt nam to szło z powrotem doszło do rozmowy.
- Ja się tam cieszę, że moja siostra w końcu się z kimś umówi. - powiedział Ell.
- Jasne. - burknąłem pod nosem. Wcale nie chcę, żeby się z kimś spotykała...
- Ja jeszcze mam czas na randki. - rzekł Riker przekręcając w dłoni konsolę.
- Powiedz to Vanessie. Na pewno się ucieszy. - odpowiedział blondyn bratu i oboje się zaśmiali.
- Wy jednak jesteście naturalnymi blondynami. - stwierdziłem wraz z Ell'em. Zaśmialiśmy się po raz kolejny i wróciliśmy do gry. Nie wiem ile czasu spędziliśmy na graniu, ale wiem, że był to bliski czas do spotkania Amandy z tamtym typem. Usłyszałem dziewczęcy śmiech na schodach. Wraz z resztą odwróciliśmy się w stronę głosu. Była tam Amanda ubrana w śliczną sukienkę wraz z dziewczynami.
- I jak się Wam podobam? - spytała rudowłosa.
- Wow. - skomentowali Ross, Rik i Ellington.
- Wyglądasz prześlicznie. - powiedziałem, a dziewczyna zarumieniła się.
- Ross! Nie śliń się! - powiedziała trochę wkurzona Laura. Zaśmiałem się, a blondyn podszedł do swojej żony i pocałował ją prosto w usta. Ble!
- O fuj! - skomentowały dzieciaki. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Serce zaczęło mi szybciej bić. Amanda poszła otworzyć drzwi, a po chwili wróciła z tym Tyler'em.
- Kochani to Tyler. - powiedziała z uśmiechem. Poszedłem do niego i uścisnąłem jego dłoń.
- Joachim Trief. Jak zrobisz coś Amandzie to pożałujesz... - powiedziałem mrużąc oczy.
- Nie masz się o co martwić, stary. - powiedział brunet. Pokiwałem głową i się oddaliłem od niego. Spojrzałem na Ross'a. Jedną ręką obejmował Laurę, a drugą przyciskał do siebie Rydel. Laura za to trzymała Vanessę za rączkę, a na samym środku stał Riker. Ross był spięty. To po nim widać. I po jego mrużących oczach.
- A to mój brat Ellington Ratliff. - powiedziała Amanda.
- Cześć młody. - powiedział Tyler i nastawił rękę do piątki. Ell lekko ją przybił po czym powiedział:
- Młody może do mnie mówić tylko Ross z Laurą i rodzeństwo. - teraz brunet podniósł wzrok na Ross'a. Podszedł do rodziny Lynch naprawdę powoli.
- Lynch. - wycedził przez zęby.
- Cross. - odpowiedział mu blondyn tym samym tonem.
- Kupę lat.
- A mi się wydaję jakby to było wczoraj. - odpowiedział mu blondyn już naprawdę zdenerwowany.
- To wy się znacie? - wtrąciła się Laura.
- Witaj Lauro. - powiedział Cross unosząc i całując dłoń Laury. Przy tym umyślnie patrzył na twarz Ross'a, która już czerwieniała. - A te urocze dziewczynki i chłopak to...?
- Vanessa Marano moja siostra oraz Rydel i Riker Lynch rodzeństwo Ross'a. - powiedziała Laura. Chłopak pokiwał głową.
- No to my już się zbieramy. Pa! - krzyknęła rudowłosa i zmierzyła do wyjścia.
- Strzałka! - krzyknął Tyler i pobiegł za nią. Gdy drzwi się zatrzasnęły poczułem, że mogę odetchnąć. Z resztą nie tylko ja, bo jak patrzą na Ross'a to jak cykając bomba. Dzieci podobnie tak samo spięte.
- Zdezynfekujesz tą dłoń, prawda? - zapytał Ross pokazując na rękę Laury, a wszyscy zaczęli się śmiać.
***
Hey people!
Czo tam u Was? :D
Dzisiaj rozdział taki nijaki :/
Jeśli chodzi o dodawanie to rozdziały będą w środy i niedziele. Oczywiście jak się wyrobię xD.
Piszcie co o nim sądzicie. Podoba Wam się ten Tyler? ;) (podpowiedź: ma się NIE podobać xD)
Dziękuję za wszystkie komentarze :3. Motywują bardzo, bardzo. :D
Pozdrawiam,
Sashy :*
piątek, 7 sierpnia 2015
Rozdział 3 Who is this?
Rozdział zadedykowany dla:
Karcia Lynch, Patrycja-choclate Lynch, Karolina Sieczkowska, Ann Lynch, The Blogg, Paulina Kustra, Kinga R5er, Natalia Czuba
:3
*Narrator*
Ross przycisnął mocniej Laurę do materaca w ten sposób, że brunetka głośno jęknęła.
- A to tylko początek... - mruknął blondyn. Podniósł się z brunetką do siadu. Zaczęli się namiętnie całować. Ross ściągnął swoją koszulę w kratę i rzucił gdzieś w kąt. Podobnie Laura przerywając na chwilkę pocałunek zdjęła swoją koszulkę. Brunetka odnalazła pasek od spodni blondyna i odpięła go, by móc swobodnie opuścić spodnie. Chłopak ponownie położył się na brunetkę. Jego spodnie dołączyły do koszuli. Teraz on zabrał się za Laurę. Odpiął guzik w jej spodenkach, a reszta sama poszła. Kolejna część garderoby znalazła się na podłodze. Dziewczyna szybko ściągnęła podkoszulek z chłopaka. Oboje byli już tylko w bieliźnie... Ross rzucił się na Laurę i zaczął całować jej szyję. Kolejny jęk. Ross zjechał na żuchwę dziewczyny. Zaczął językiem robić mokre ślady od jej szyi, aż do dekoltu. Będąc w okolicach jej piersi odpiął i zerwał z niej stanik. Językiem zjechał niżej. Teraz zostawił mokre ślady na jej brzuchu. Zjechał do jej dolnej części garderoby. Majtki brunetki również dołączyły do stanika. Laura chwyciła w obie dłonie twarz Ross'a i nakierowała ją do swojej. Zaczęła go całować. Chłopak nawet się nie zorientował jak brunetka przekręca się na niego i ściąga z niego bokserki. Blondyn zareagował dopiero po kilku minutach. Powrócił do dominacji nad swoją żoną. Zgiął jej nogi w kolanach i lekko rozszerzył, a sam zawisł nad nią.
- Jesteś gotowa? - spytał poważnie blondyn.
- Tak. - brunetka przełknęła gęstą ślinę. Mężczyzna spojrzał ostatni raz w oczy ukochanej i mocno w nią wszedł.
W tym samym czasie na dole Amanda kończyła robić obiad i deser: zupę warzywną, galaretkę z owocami i bitą śmietaną. Za to Joachim grał w gry planszowe z Riker'em, Ellington'em, Vanessą i Rydel.
- To nie fer! Oszukujecie! - krzyknął Trief, gdy po raz kolejny zbankrutował w Monopoly. Dzieci zaśmiały się.
- To kwestia inteligencji. - powiedział Riker i wystawił język do sąsiada.
- Ty mały krętaczu! - zaśmiał się głośno Joach i zaczął gilgotać Riker'a. - Vanessa pomóż mi! - brunetka z chęcią nachyliła się do 12-latka i zaczęła go gilgotać. Nie zauważyła nawet jak starszy odsunął się Teraz wszyscy wpatrywali się jak dwójka dzieci rywalizuje ze sobą.
- Va aaa an! Proooszę hahaha przestań! - Riker już czerwony płakał ze śmiechu. Jednak brunetka nie zamierzała przestać, więc blondyn złapał ją za szyję i pociągnął do dołu tak, że dziewczynka wylądowała na nim.
- Dooobra to jest dziwne... - powiedział Ell zapatrzony w parę, która nawet nie mrugała tylko patrzyła sobie w oczy.
- Hihihi braciszek się za bujał! - krzyknęła 10-latka. Joachim spojrzał na wszystkich zszokowanym wzrokiem.
- Jednak macie coś po swoim rodzeństwie. - uśmiechnął się do nich.
- Głupotę? - spytał Ratliff patrząc na brata.
- Już nie żyjesz! Rydel bierz go! - brunet pokazał palcem na brata, a blondynka udając psa pobiegła za Ell'em, który zaczął piszczeć. Minęli oni Amandę, która niosła talerze i o mało co się nie wywaliła.
- Woow! - krzyknęła. - co tu się dzieje?
- Mogę powiedzieć, że łączę w pary Rikessę i Rydellington. - uśmiechnął się do niej brat.
- A ty głupi jeste.. - rudowłosa nie dokończyła, bo przerwał jej krzyk z góry. Spojrzała ona z rozszerzonymi oczami na Joachima.
- Za 9 miesięcy będzie baby. - zaśmiał się Trief z miny siostry. Ona przymrużyła oczy.
- Ej banda! Łapać idiotę! - krzyknęła, a dzieci krzycząc 'idiota' zaczęły gonić Joachim'a. - Ahh i życie jest piękniejsze. - westchnęła i powróciła do ścielenia stołu.
*Amanda*
Gdy skończyłam nalewać wszystkim zupę do jadalni zeszli Ross z Laurą. Uśmiechnęłam się do nich.
- Witam przyszłych rodziców. - zaśmiałam się, a oni spojrzeli na mnie zmieszani.
- Czy to...?
- Tak, było słychać. - przerwałam Laurze.
- A czy dzie...?
- Nie, były zajęte idiotą. - przerwałam teraz Ross'owi. Dwójka zarumieniła się i usiadła do stołu.
- A o czym wy mówicie? - spytała Rydel.
- Zrozumiesz jak dorośniesz. - powiedział Jo.
- I jak będziesz z Ellington'em! - krzyknęła Vanessa.
- Ej! - oburzyła się dana dwójka. Wszyscy zaśmiali się i zaczęli jeść. Muszę przyznać, że ta moja zupa wyszła wyśmienicie. Po prostu palce lizać! Gdy wszyscy zjedli ja wraz z Laurą wyniosłyśmy puste talerze do kuchni. Za to wychodząc z niej zabrałyśmy na tacach zastygnięte galaretki z owocami i bitą śmietaną:
Mmm... pycha! Zaczęłam jeść swój deser. Czy istnieje coś lepszego na świecie niż żelatyna? W tym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Nieznany numer.
- Kto dzwoni? - spytała Laura.
- Nie wiem. - odpowiedziałam wpatrzona w ekran.
- Daj na głośnik. - powiedział Ross, a ja odebrałam...
Rozmowa: Tyler Amanda Ross
- Halo?
- No cześć Amando.
- Yyy... kto dzwoni?
- Chłopak, który chce się z Tobą spotkać.
- Jaaasne...
- A tak w ogóle jestem Tyler Cross.
- Zanim ja Ci cokolwiek powiem to skąd masz mój numer?
- Od parasolki.
- Co?! - spojrzałam na śmiejącą się Laurę. To jej sprawka.
- No, bo ją podrywałem, a ona jest mężatką... - Ross zerknął gniewnie na telefon.
- I będzie w ciąży!
- Ross!
- To jej mąż? Ross? - spytał jak myślę mega zdziwiony.
- Tak... Ross Lynch i Laura Lynch. - powiedziałam, a odpowiedziała mi głucha cisza.
- To spotkamy się jutro?
- Okey... Amanda Trief. Mieszkam przy Desing Street 29a. Godzina 17.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia...
*Koniec Rozmowy*
Spojrzałam gniewnie na Laurę.
- Ty mi chłopaka znajdujesz? - prychnęłam.
- Spodoba Ci się. Niezłe ciacho. - zaśmiała się. Blondyn spojrzał na nią.
- No na pewno nie takie jak ja! - oburzył się, a cała reszta wraz z dziećmi zaczęła się śmiać. Zaczęłam z powrotem jeść mój deser, który mi wrednie przerwano. Po zjedzonym deserze Laura podała ciasto. Zajadaliśmy je rozmawiając i oglądając telewizje.
***
Hi people!
Dodaje rozdział dzisiaj choć miałam jutro, ale jutro mam gości xD.
Dziś mam urodziny, ale kij xD nie chce mi się nic.
Kto mnie zrozumie?
Tylko fragment TEJ scenki jest krótki, ponieważ... no nie potrafię tego pisać xD
Proszę skomentujcie :3
Pozdrawiam,
Sashy :*
Karcia Lynch, Patrycja-choclate Lynch, Karolina Sieczkowska, Ann Lynch, The Blogg, Paulina Kustra, Kinga R5er, Natalia Czuba
:3
*Narrator*
Ross przycisnął mocniej Laurę do materaca w ten sposób, że brunetka głośno jęknęła.
- A to tylko początek... - mruknął blondyn. Podniósł się z brunetką do siadu. Zaczęli się namiętnie całować. Ross ściągnął swoją koszulę w kratę i rzucił gdzieś w kąt. Podobnie Laura przerywając na chwilkę pocałunek zdjęła swoją koszulkę. Brunetka odnalazła pasek od spodni blondyna i odpięła go, by móc swobodnie opuścić spodnie. Chłopak ponownie położył się na brunetkę. Jego spodnie dołączyły do koszuli. Teraz on zabrał się za Laurę. Odpiął guzik w jej spodenkach, a reszta sama poszła. Kolejna część garderoby znalazła się na podłodze. Dziewczyna szybko ściągnęła podkoszulek z chłopaka. Oboje byli już tylko w bieliźnie... Ross rzucił się na Laurę i zaczął całować jej szyję. Kolejny jęk. Ross zjechał na żuchwę dziewczyny. Zaczął językiem robić mokre ślady od jej szyi, aż do dekoltu. Będąc w okolicach jej piersi odpiął i zerwał z niej stanik. Językiem zjechał niżej. Teraz zostawił mokre ślady na jej brzuchu. Zjechał do jej dolnej części garderoby. Majtki brunetki również dołączyły do stanika. Laura chwyciła w obie dłonie twarz Ross'a i nakierowała ją do swojej. Zaczęła go całować. Chłopak nawet się nie zorientował jak brunetka przekręca się na niego i ściąga z niego bokserki. Blondyn zareagował dopiero po kilku minutach. Powrócił do dominacji nad swoją żoną. Zgiął jej nogi w kolanach i lekko rozszerzył, a sam zawisł nad nią.
- Jesteś gotowa? - spytał poważnie blondyn.
- Tak. - brunetka przełknęła gęstą ślinę. Mężczyzna spojrzał ostatni raz w oczy ukochanej i mocno w nią wszedł.
W tym samym czasie na dole Amanda kończyła robić obiad i deser: zupę warzywną, galaretkę z owocami i bitą śmietaną. Za to Joachim grał w gry planszowe z Riker'em, Ellington'em, Vanessą i Rydel.
- To nie fer! Oszukujecie! - krzyknął Trief, gdy po raz kolejny zbankrutował w Monopoly. Dzieci zaśmiały się.
- To kwestia inteligencji. - powiedział Riker i wystawił język do sąsiada.
- Ty mały krętaczu! - zaśmiał się głośno Joach i zaczął gilgotać Riker'a. - Vanessa pomóż mi! - brunetka z chęcią nachyliła się do 12-latka i zaczęła go gilgotać. Nie zauważyła nawet jak starszy odsunął się Teraz wszyscy wpatrywali się jak dwójka dzieci rywalizuje ze sobą.
- Va aaa an! Proooszę hahaha przestań! - Riker już czerwony płakał ze śmiechu. Jednak brunetka nie zamierzała przestać, więc blondyn złapał ją za szyję i pociągnął do dołu tak, że dziewczynka wylądowała na nim.
- Dooobra to jest dziwne... - powiedział Ell zapatrzony w parę, która nawet nie mrugała tylko patrzyła sobie w oczy.
- Hihihi braciszek się za bujał! - krzyknęła 10-latka. Joachim spojrzał na wszystkich zszokowanym wzrokiem.
- Jednak macie coś po swoim rodzeństwie. - uśmiechnął się do nich.
- Głupotę? - spytał Ratliff patrząc na brata.
- Już nie żyjesz! Rydel bierz go! - brunet pokazał palcem na brata, a blondynka udając psa pobiegła za Ell'em, który zaczął piszczeć. Minęli oni Amandę, która niosła talerze i o mało co się nie wywaliła.
- Woow! - krzyknęła. - co tu się dzieje?
- Mogę powiedzieć, że łączę w pary Rikessę i Rydellington. - uśmiechnął się do niej brat.
- A ty głupi jeste.. - rudowłosa nie dokończyła, bo przerwał jej krzyk z góry. Spojrzała ona z rozszerzonymi oczami na Joachima.
- Za 9 miesięcy będzie baby. - zaśmiał się Trief z miny siostry. Ona przymrużyła oczy.
- Ej banda! Łapać idiotę! - krzyknęła, a dzieci krzycząc 'idiota' zaczęły gonić Joachim'a. - Ahh i życie jest piękniejsze. - westchnęła i powróciła do ścielenia stołu.
*Amanda*
Gdy skończyłam nalewać wszystkim zupę do jadalni zeszli Ross z Laurą. Uśmiechnęłam się do nich.
- Witam przyszłych rodziców. - zaśmiałam się, a oni spojrzeli na mnie zmieszani.
- Czy to...?
- Tak, było słychać. - przerwałam Laurze.
- A czy dzie...?
- Nie, były zajęte idiotą. - przerwałam teraz Ross'owi. Dwójka zarumieniła się i usiadła do stołu.
- A o czym wy mówicie? - spytała Rydel.
- Zrozumiesz jak dorośniesz. - powiedział Jo.
- I jak będziesz z Ellington'em! - krzyknęła Vanessa.
- Ej! - oburzyła się dana dwójka. Wszyscy zaśmiali się i zaczęli jeść. Muszę przyznać, że ta moja zupa wyszła wyśmienicie. Po prostu palce lizać! Gdy wszyscy zjedli ja wraz z Laurą wyniosłyśmy puste talerze do kuchni. Za to wychodząc z niej zabrałyśmy na tacach zastygnięte galaretki z owocami i bitą śmietaną:
Mmm... pycha! Zaczęłam jeść swój deser. Czy istnieje coś lepszego na świecie niż żelatyna? W tym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Nieznany numer.
- Kto dzwoni? - spytała Laura.
- Nie wiem. - odpowiedziałam wpatrzona w ekran.
- Daj na głośnik. - powiedział Ross, a ja odebrałam...
Rozmowa: Tyler Amanda Ross
- Halo?
- No cześć Amando.
- Yyy... kto dzwoni?
- Chłopak, który chce się z Tobą spotkać.
- Jaaasne...
- A tak w ogóle jestem Tyler Cross.
- Zanim ja Ci cokolwiek powiem to skąd masz mój numer?
- Od parasolki.
- Co?! - spojrzałam na śmiejącą się Laurę. To jej sprawka.
- No, bo ją podrywałem, a ona jest mężatką... - Ross zerknął gniewnie na telefon.
- I będzie w ciąży!
- Ross!
- To jej mąż? Ross? - spytał jak myślę mega zdziwiony.
- Tak... Ross Lynch i Laura Lynch. - powiedziałam, a odpowiedziała mi głucha cisza.
- To spotkamy się jutro?
- Okey... Amanda Trief. Mieszkam przy Desing Street 29a. Godzina 17.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia...
*Koniec Rozmowy*
Spojrzałam gniewnie na Laurę.
- Ty mi chłopaka znajdujesz? - prychnęłam.
- Spodoba Ci się. Niezłe ciacho. - zaśmiała się. Blondyn spojrzał na nią.
- No na pewno nie takie jak ja! - oburzył się, a cała reszta wraz z dziećmi zaczęła się śmiać. Zaczęłam z powrotem jeść mój deser, który mi wrednie przerwano. Po zjedzonym deserze Laura podała ciasto. Zajadaliśmy je rozmawiając i oglądając telewizje.
***
Hi people!
Dodaje rozdział dzisiaj choć miałam jutro, ale jutro mam gości xD.
Dziś mam urodziny, ale kij xD nie chce mi się nic.
Kto mnie zrozumie?
Tylko fragment TEJ scenki jest krótki, ponieważ... no nie potrafię tego pisać xD
Proszę skomentujcie :3
Pozdrawiam,
Sashy :*
środa, 5 sierpnia 2015
Rozdział 2 Time to start a family.
Rozdział dedykuję:
- Natalia Czuba
- Kinga R5er
- Patrycja-choclate Lynch
*Laura*
Mimo, że spędziłam w pracy tylko 2 godziny to i tak jestem wykończona. Dostałam kolejne zadanie. Tym razem projekt jest zatytułowany na "nieidealna rodzina". Mam tym razem zrobić zdjęcia. Pożyczę aparat od Vanessy. Tylko jak wykonać ten projekt.. Mam tylko tydzień. Po opuszczeniu budynku pojechałam prosto do sklepu. Wzięłam pierwszy lepszy koszyk na kółkach i weszłam w głąb sklepu. Najpierw owoce i warzywa. Może zrobię zupę na obiad? A na deser zrobię budyń z owocami? Dobry pomysł. Udałam się na dział z owocami i warzywami. Wpakowałam do koszyka banany, jabłka, pomarańcze, brzoskwinie, groszek, marchewkę, szpinak, kalafior, brokuły, kartofle i koperek. Będzie zupa warzywna. Idziemy na kolejny dział. Nabiał. Wpakowałam tym razem do koszyka mleko, ser i kilka jogurtów. Słodycze. Z tego działu wzięłam przeważnie cukierki i żelki. Również nie zapomniałam o nutelli i różnosmakowych dżemach. Po sklepie rozniósł się dzwonek SMS'a w moim telefonie. Kilka osób z tego działu na mnie spojrzało. Trochę speszona wyciągnęłam telefon z torebki i sprawdziłam kogo mam ochrzanić. No oczywiście... Ross.
"Kotku Amanda i Joachim są u nas. W sumie to nie nowość, ale kup coś na gościny :* Kocham Cię...".
Ja Ci dam ''Kocham Cię''. Zaczęłam wystukiwać odpowiedz na telefonie.
"Ludzie się teraz na mnie dziwnie patrzą! Kupię jakieś ciasto w kawiarni. Ja Ciebie też kocham :*".
Trzymając telefon w ręce zaczęłam wrzucać do koszyka jakieś czekoladki. Kolejna wiadomość.
"Bo jesteś piękna ;). Czekamy w domu <3"
Nienawidzę go i za to go kocham... Wsadziłam telefon z powrotem do torebki. Chwyciłam koszyk i ruszyłam dalej do kolejnego działu. Teraz napoje. Wzięłam do koszyka dwa soki pomarańczowe, dwa jabłkowe i jeden wieloowocowy. To chyba wszystko. Spojrzałam jeszcze na swój koszyk i jego zwartość. Popcorn w domu jest... Więc to wszystko. Ruszyłam do kasy. Chwilkę poczekałam w kolejce na swoją kolej wykładania wszystkiego na taśmę. Gdy już to zrobiłam wzięłam kilka torebek jednorazowych.
- Dzień dobry! - uśmiechnęłam się do staruszki za kasą.
- O Laureńka! Witaj! Kolejne wielkie zakupy? - pokiwałam z udawanym smutkiem głową.
- Niestety. - odpowiedziałam i zaśmiałam się po chwili, a kobieta zaczęła kasować produkty. Ja natomiast pakowałam je do jednorazówek i wkładałam do koszyka.
- To tyle. Sto dwadzieścia. - uśmiechnęła się do mnie. Podałam kobiecie banknoty.
- Do zobaczenia.
- Zaczekaj! - zawołała, gdy miałam już odejść. Wyciągnęła ze schowka małe pudełeczko. Uśmiechnęłam się. - Tym razem dla tego chłopaczka od Rydel. Ellingtona. Do zobaczenia! - odebrałam od niej paczkę i z dziękującym spojrzeniem oddaliłam się od kasy. Pudełeczko wsadziłam do mojej torebki. Odstawiłam koszyk i zabierając z niego jakieś 5 toreb ruszyłam do samochodu. Wyszłam ze sklepu i skierowałam się w stronę mojego miejsca na parkingu. Dobrze, że zaparkowałam blisko. Otworzyłam bagażnik i do środka wpakowałam wszystkie torby plus wyjęłam z torebki pudełeczko. Zamknęłam bagażnik. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam go i ruszyłam w stronę centrum handlowego. Tam wstąpię do kawiarni, kupię misie dla dziewczynek i ten telefon. Po kilku minutach jazdy dotarłam do swojego celu. Zaparkowałam przed budynkiem i udałam się do środka. Na początek telefon. Weszłam do sklepu telefonicznego i skierowałam się od razu do kasy.
- Dzień dobry. Ja chciałabym kupić telefon Windows Phone. Polecacie jakiś? - spytałam.
- Oczywiście, polecamy pani Nokie Lumia 635. Jest to typ Windows Phone. Najlepszy model jaki mamy. - tak, tak... Zawsze tak mówicie.
- W takim razie chcę go zakupić. Ile się należy? - spytałam wyjmując portfel z torebki.
- Jak dla pani 350 dolarów. - spojrzałam na osobę za kasą. Był to mężczyzna. Brunet z niebieskimi oczami. Znowu ktoś mnie bierze za singielkę.
- Jak dla mnie? - spytała zdziwiona.
- Otóż tak. Spotyka się pani z kimś? - zapytał z uśmiechem. Ja zaczęłam się śmiać.
- Oprócz mojego męża to z nikim. - spojrzałam na niego, a mu zrzedła mina. Odebrał ode mnie 500 dolarów i wydał mi 150. Dostałam jeszcze telefon w opakowaniu.
- Dziękuję i zapraszam ponownie. - burknął pod nosem.
- Szukasz dziewczyny na siłę?
- Raczej znaleźć nie mogę...
- Masz. - wzięłam na kartce zapisałam numer Amandy. - moja przyjaciółka singielka 22 lata. Powiedz, że to od Parasolki. Zrozumie. - podałam świstek papieru i zostawiając zszokowanego chłopaka udałam się do kolejnego sklepu. Tym razem na wystawę z misiami. Na szczęście dalej były. Wzięłam dwa i udałam się z nimi do kasy.
- Dwadzieścia dolarów. - powiedziała sprzedawczyni. Podałam należne banknoty i wyszłam ze sklepu.
- Do widzenia? - zapytałam się siebie. Ludzi są czasem dziwni. Wsadziłam misie wraz z telefonem do torebki. Udałam się teraz do cukierni. Bliżej mam.
- Dzień dobry! - powiedziałam na wstępie. - Chciałabym kupić dwa ciasta. Jedno czekoladowe z alkoholem, a jedno truskawkowe.
- Owszem mamy ciasto czekoladowe a alkoholem, ale akurat skończyła się z truskawkami. - odpowiedziała mi kobieta.
- A jakieś takie inne? Dla dzieci? - spytałam z nadzieją.
- Oczywiście! Mamy ciasto biszkoptowe z bitą śmietaną i różnosmakowymi galaretkami. - uśmiechnęła się do mnie.
- To poproszę. - kobieta zapakowała mi dwa ciasta do prostokątnych pudełek. Wzięłam je w dłonie i udałam się do auta. Teraz tylko wrócić do domu...
*Ross*
- Joach! Zaraz zniszczysz im tą trampolinę! - krzyczała Amanda na swojego brata, który wraz z Riker'em i Ellington'em skakali na sprężystym przedmiocie. Zacząłem się śmiać.
- Ja rozumiem, że kryzys wieku średniego kiedyś musi nastąpić, ale żeby w wieku 23 lat? - spytałem śmiejąc się. Amanda spojrzała na mnie i wypuściła powietrze.
- Ja się poddaje! - krzyknęła i usiadła obok mnie w altance. Nie wytrzyma zbyt długo. Mogę się założyć. Trzy... Dwa... Jeden... - JOACHIMIE!!!
- No już schodzę! - krzyknął i szybko pojawił się obok nas. - Jak na młodszą siostrę jesteś strasznie zrzędliwa.
- Że niby ty co powiedziałeś? - krzyknęła Amanda podchodząc do swojego brata. Brunet rozszerzył oczy.
- O oł... - mruknął i zaczął uciekać.
- Vanessa wyciągaj kamerę! - krzyknąłem w stronę domu.
- Już lecimy! - odkrzyknęła mi Rydel. Po kilku sekundach dziewczynki stały obok mnie. Odebrałem od nich aparat i przełączyłem na kamerę.
- Dołączcie do nich z chłopakami. - powiedziałem i włączyłem nagrywanie. Dziewczynki poleciały do Rik'a i Ell'a. Pociągnęły ich za ręce. Teraz razem z Amandą gonili Joachim'a.
- Ja jestem staromodna! Ty pasztecie! Ugh! - krzyczała rudowłosa.
- Brat jesteś pasztetem! - zaśmiał się głośno Ell.
- I ty przeciwko mnie?! Ross!
- Na mnie nie licz stary. - pokiwałem głową w jego stronę. Wbiegli oni przez furtkę do drugiego domu. Tam Amanda dogoniła Jo i pchnęła go prosto do basenu. Ale brunet złapał ją za kostkę i ona też wpadła.
- Mam rodzeństwo kretynów... - powiedział załamany Ratliff.
- Młody wyrażaj się! - pogroziła mu z basenu Amanda.
- Kretyni? - zdziwiła się Vanessa.
- Odmiana idiotofobi.. - wyjaśnił Riker.
- Idiotofobi? - spytała teraz Rydel.
- Koniec tematu i cięcie! - krzyknąłem i zacząłem się śmiać i tarzać po trawie.
- Chyba nasz Ross ma idiotofobie... - powiedziała Rydel. Vanessa odebrała aparat i zrobiła mi kilka zdjęć.
- Wróciłam!!! Kto mi pomoże z torbami?! - usłyszałem krzyk z mojego domu.
- Laura! - krzyknęły wszystkie dzieci i pobiegły w tamtą stronę. Ja przekręciłem jedynie oczami i czekałem aż rodzeństwo Trief wyjdzie z basenu.
- Zaraz dołączymy do Was. - zadecydował Jo pomagając wyjść Amandzie. Pokiwałem ze zrozumieniem głową i wstając z trawnika pobiegłem do domu. Tam każdy po kolei niósł do kuchni po jednej torbie. Za to za nimi obładowana Laura zamykała drzwi podbiegłem do niej i ją pocałowałem. Dziewczyna uderzyła plecami o ścianę i zaczęła krzyczeć przez pocałunek.
- Debilu ja ciasto niosę! - krzyknęła, gdy ją w końcu puściłem.
- Przyznaj, że tęskniłaś. - powiedziałem zabierając od niej ciasta.
- Tak, wprost prawie się zabiłam, bo nie miałam co ze sobą zrobić. - powiedziała retorycznie. Uśmiechnąłem się i ruszyłem z nią do kuchni. Tam wraz z dzieciakami byli już przebrani Joachim oraz Amanda. Szybko im poszło.
- Laura nareszcie! - krzyknął rudzielec i przytulił się do brunetki.
- Andy! Pomożesz mi to wszystko wypakować. - powiedziała brunetka.
- Jasne! I z obiadem Ci pomogę! - uśmiechnęła się do niej i zabrała torbę, by móc z niej wypakować wszystkie produkty.
- Vanessa, Riker, Rydel i Ell! - zawołała dzieciaki, a one pojawiły się od razu przy niej. - Vanessa i Rydel proszę to dla Was. - powiedziała i wyciągnęła z torebki dwa puchate misie dla mojej i jej siostry.
- Dziękuje! - krzyknęły na raz oraz przytuliły się do nogi brunetki. O rany.. Jak to zabawnie wygląda.
- Ell dla Ciebie pani Midel ze sklepu dała prezent. - podała mu pudełeczko, a brunet je rozpakował.
- O rany to MP3 i słuchawki! Dzięki! - krzyknął i dołączył do dziewczyn. Laura już ledwo stała...
- Riker dla Ciebie Ross kazał mi coś kupić. - wręczyła mi pudełko z telefonem, a ja przekazałem je Riker'owi.
- Telefon! O matko! Kocham Was! - krzyknął i się przytulił najpierw do mnie, a później do Laury. - Jak ja chciałbym mieć takich rodziców! - uśmiechnął się. Spojrzałem na Laurę. Patrzyliśmy sobie w oczy, a w nich była pustka związana z brakiem dopełnienia rodziny... Jak ja bym chciał mieć z nią dziecko...
- Dooobra... Chodźcie lecą Strażnicy Marzeń w telewizji! - krzyknął Joachim wybudzając mnie i Laurę z transu. Najmłodsi polecieli do salonu.
- Dzięki Joach... - powiedziała Laura. Brunet uśmiechnął się do niej i wyszedł z kuchni do salonu za dziećmi.
- Lau.. - szepnąłem do niej, gdy zauważyłem u niej w oczach łzy. - Nie martw się..
- Nie zniosę tego... Jak jeszcze jedno powie, że byłabym dla nich świetną matką to się załamię... - łkała mi w ramię.
- Rozpakowałam już zaku... Laura? - Amanda spojrzała na mnie, a ja pokiwałem głową na znak, żaby była chwilkę cicho.
- Hej! Spokojnie jeszcze kiedyś nam się uda... - zacząłem, ale ona szybko mi przerwała
- I ty w to jeszcze wierzysz? Spójrz prawdzie w oczy! Nie będziemy mieć dzieci dopóki nasze rodzeństwo nie wyrośnie! Ale zanim to nastąpi minie kilka lat, a ty już się mną znudzisz! Będziesz wymykał się z nocy by spotkać się z umówioną dziewczyną, a ja będę cierpieć! - krzyknęła i się rozpłakała. Zacząłem nią kołysać i mocniej tulić. Po kilku minutach się uspokoiła. Albo... Chwileczkę. Odsunąłem się lekko od niej, by spojrzeć w jej twarz. Zasnęła.
- Jesteś niezłym lekarstwem. - zaśmiała się cicho Amanda. - Ja zrobię obiad dla wszystkich i deser. Dzisiaj jest Czwartek, czyli zupa i galaretka. Zawołam Was na ciasto. My się wszystkim zajmiemy, a ty z nią idź do pokoju. - pokiwałem głową. Wziąłem Laurę na ręce. Przechodząc przez salon wszyscy się odwrócili od telewizora i spojrzeli na mnie. Joachim dał kciuka w górę, a młodzież uśmiechnęła się smutno. Pewnie wszystko słyszeli. Wszedłem po schodach prosto do naszego pokoju. Zamknąłem go na klucz. Położyłem Laurę na łóżku, a sam położyłem się obok niej. Zacząłem głaskać jej twarz i włosy. Dziewczyna lekko uchyliła powieki, które swoją drogę były załzawione. Pochyliłem się nad nią i złożyłem na jej ustach czuły, słodki pocałunek. Odwzajemniła go, a nawet poszła o krok dalej. Rozszerzyła swoje usta pozwalając mi zbadać językiem jej wnętrze. Z chęcią z tego skorzystałem. Dalej ją całując obróciłem ją tak, by leżała pode mną pomiędzy moimi nogami. Położyłem się na niej, a ona cicho jęknęła.
- Nigdy bym Cię nie zdradził i nigdy bym Cię nie skrzywdził. A jeśli chcesz mieć dzieci ze mną teraz jest jedyna taka okazja.. Ja też chce być ojcem i też mnie to wszystko denerwuje, więc się nie zdziw jak nie będę delikatny. - powiedziałem przerywając na chwilę nasze pocałunki.
- Ufam Ci Ross. - powiedziała całując mnie i ściągając ze mnie koszulkę.
***
Hi People!
Dziękuję i dedykuję jeszcze raz rozdział Kinga R5er, Natalia Czuba oraz Czekoladce (Patrycji :*). Za pierwsze komentarze :D
Teraz takie pytanie do Was, bo to od Was zależy jak będzie.
Laura ma zajść w ciążę czy nie?
Podoba się Wam rozdział czy może lepiej usunąć ten blog zanim się rozkręcę?
Pozdrawiam,
Sashy :*
- Natalia Czuba
- Kinga R5er
- Patrycja-choclate Lynch
*Laura*
Mimo, że spędziłam w pracy tylko 2 godziny to i tak jestem wykończona. Dostałam kolejne zadanie. Tym razem projekt jest zatytułowany na "nieidealna rodzina". Mam tym razem zrobić zdjęcia. Pożyczę aparat od Vanessy. Tylko jak wykonać ten projekt.. Mam tylko tydzień. Po opuszczeniu budynku pojechałam prosto do sklepu. Wzięłam pierwszy lepszy koszyk na kółkach i weszłam w głąb sklepu. Najpierw owoce i warzywa. Może zrobię zupę na obiad? A na deser zrobię budyń z owocami? Dobry pomysł. Udałam się na dział z owocami i warzywami. Wpakowałam do koszyka banany, jabłka, pomarańcze, brzoskwinie, groszek, marchewkę, szpinak, kalafior, brokuły, kartofle i koperek. Będzie zupa warzywna. Idziemy na kolejny dział. Nabiał. Wpakowałam tym razem do koszyka mleko, ser i kilka jogurtów. Słodycze. Z tego działu wzięłam przeważnie cukierki i żelki. Również nie zapomniałam o nutelli i różnosmakowych dżemach. Po sklepie rozniósł się dzwonek SMS'a w moim telefonie. Kilka osób z tego działu na mnie spojrzało. Trochę speszona wyciągnęłam telefon z torebki i sprawdziłam kogo mam ochrzanić. No oczywiście... Ross.
"Kotku Amanda i Joachim są u nas. W sumie to nie nowość, ale kup coś na gościny :* Kocham Cię...".
Ja Ci dam ''Kocham Cię''. Zaczęłam wystukiwać odpowiedz na telefonie.
"Ludzie się teraz na mnie dziwnie patrzą! Kupię jakieś ciasto w kawiarni. Ja Ciebie też kocham :*".
Trzymając telefon w ręce zaczęłam wrzucać do koszyka jakieś czekoladki. Kolejna wiadomość.
"Bo jesteś piękna ;). Czekamy w domu <3"
Nienawidzę go i za to go kocham... Wsadziłam telefon z powrotem do torebki. Chwyciłam koszyk i ruszyłam dalej do kolejnego działu. Teraz napoje. Wzięłam do koszyka dwa soki pomarańczowe, dwa jabłkowe i jeden wieloowocowy. To chyba wszystko. Spojrzałam jeszcze na swój koszyk i jego zwartość. Popcorn w domu jest... Więc to wszystko. Ruszyłam do kasy. Chwilkę poczekałam w kolejce na swoją kolej wykładania wszystkiego na taśmę. Gdy już to zrobiłam wzięłam kilka torebek jednorazowych.
- Dzień dobry! - uśmiechnęłam się do staruszki za kasą.
- O Laureńka! Witaj! Kolejne wielkie zakupy? - pokiwałam z udawanym smutkiem głową.
- Niestety. - odpowiedziałam i zaśmiałam się po chwili, a kobieta zaczęła kasować produkty. Ja natomiast pakowałam je do jednorazówek i wkładałam do koszyka.
- To tyle. Sto dwadzieścia. - uśmiechnęła się do mnie. Podałam kobiecie banknoty.
- Do zobaczenia.
- Zaczekaj! - zawołała, gdy miałam już odejść. Wyciągnęła ze schowka małe pudełeczko. Uśmiechnęłam się. - Tym razem dla tego chłopaczka od Rydel. Ellingtona. Do zobaczenia! - odebrałam od niej paczkę i z dziękującym spojrzeniem oddaliłam się od kasy. Pudełeczko wsadziłam do mojej torebki. Odstawiłam koszyk i zabierając z niego jakieś 5 toreb ruszyłam do samochodu. Wyszłam ze sklepu i skierowałam się w stronę mojego miejsca na parkingu. Dobrze, że zaparkowałam blisko. Otworzyłam bagażnik i do środka wpakowałam wszystkie torby plus wyjęłam z torebki pudełeczko. Zamknęłam bagażnik. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam go i ruszyłam w stronę centrum handlowego. Tam wstąpię do kawiarni, kupię misie dla dziewczynek i ten telefon. Po kilku minutach jazdy dotarłam do swojego celu. Zaparkowałam przed budynkiem i udałam się do środka. Na początek telefon. Weszłam do sklepu telefonicznego i skierowałam się od razu do kasy.
- Dzień dobry. Ja chciałabym kupić telefon Windows Phone. Polecacie jakiś? - spytałam.
- Oczywiście, polecamy pani Nokie Lumia 635. Jest to typ Windows Phone. Najlepszy model jaki mamy. - tak, tak... Zawsze tak mówicie.
- W takim razie chcę go zakupić. Ile się należy? - spytałam wyjmując portfel z torebki.
- Jak dla pani 350 dolarów. - spojrzałam na osobę za kasą. Był to mężczyzna. Brunet z niebieskimi oczami. Znowu ktoś mnie bierze za singielkę.
- Jak dla mnie? - spytała zdziwiona.
- Otóż tak. Spotyka się pani z kimś? - zapytał z uśmiechem. Ja zaczęłam się śmiać.
- Oprócz mojego męża to z nikim. - spojrzałam na niego, a mu zrzedła mina. Odebrał ode mnie 500 dolarów i wydał mi 150. Dostałam jeszcze telefon w opakowaniu.
- Dziękuję i zapraszam ponownie. - burknął pod nosem.
- Szukasz dziewczyny na siłę?
- Raczej znaleźć nie mogę...
- Masz. - wzięłam na kartce zapisałam numer Amandy. - moja przyjaciółka singielka 22 lata. Powiedz, że to od Parasolki. Zrozumie. - podałam świstek papieru i zostawiając zszokowanego chłopaka udałam się do kolejnego sklepu. Tym razem na wystawę z misiami. Na szczęście dalej były. Wzięłam dwa i udałam się z nimi do kasy.
- Dwadzieścia dolarów. - powiedziała sprzedawczyni. Podałam należne banknoty i wyszłam ze sklepu.
- Do widzenia? - zapytałam się siebie. Ludzi są czasem dziwni. Wsadziłam misie wraz z telefonem do torebki. Udałam się teraz do cukierni. Bliżej mam.
- Dzień dobry! - powiedziałam na wstępie. - Chciałabym kupić dwa ciasta. Jedno czekoladowe z alkoholem, a jedno truskawkowe.
- Owszem mamy ciasto czekoladowe a alkoholem, ale akurat skończyła się z truskawkami. - odpowiedziała mi kobieta.
- A jakieś takie inne? Dla dzieci? - spytałam z nadzieją.
- Oczywiście! Mamy ciasto biszkoptowe z bitą śmietaną i różnosmakowymi galaretkami. - uśmiechnęła się do mnie.
- To poproszę. - kobieta zapakowała mi dwa ciasta do prostokątnych pudełek. Wzięłam je w dłonie i udałam się do auta. Teraz tylko wrócić do domu...
*Ross*
- Joach! Zaraz zniszczysz im tą trampolinę! - krzyczała Amanda na swojego brata, który wraz z Riker'em i Ellington'em skakali na sprężystym przedmiocie. Zacząłem się śmiać.
- Ja rozumiem, że kryzys wieku średniego kiedyś musi nastąpić, ale żeby w wieku 23 lat? - spytałem śmiejąc się. Amanda spojrzała na mnie i wypuściła powietrze.
- Ja się poddaje! - krzyknęła i usiadła obok mnie w altance. Nie wytrzyma zbyt długo. Mogę się założyć. Trzy... Dwa... Jeden... - JOACHIMIE!!!
- No już schodzę! - krzyknął i szybko pojawił się obok nas. - Jak na młodszą siostrę jesteś strasznie zrzędliwa.
- Że niby ty co powiedziałeś? - krzyknęła Amanda podchodząc do swojego brata. Brunet rozszerzył oczy.
- O oł... - mruknął i zaczął uciekać.
- Vanessa wyciągaj kamerę! - krzyknąłem w stronę domu.
- Już lecimy! - odkrzyknęła mi Rydel. Po kilku sekundach dziewczynki stały obok mnie. Odebrałem od nich aparat i przełączyłem na kamerę.
- Dołączcie do nich z chłopakami. - powiedziałem i włączyłem nagrywanie. Dziewczynki poleciały do Rik'a i Ell'a. Pociągnęły ich za ręce. Teraz razem z Amandą gonili Joachim'a.
- Ja jestem staromodna! Ty pasztecie! Ugh! - krzyczała rudowłosa.
- Brat jesteś pasztetem! - zaśmiał się głośno Ell.
- I ty przeciwko mnie?! Ross!
- Na mnie nie licz stary. - pokiwałem głową w jego stronę. Wbiegli oni przez furtkę do drugiego domu. Tam Amanda dogoniła Jo i pchnęła go prosto do basenu. Ale brunet złapał ją za kostkę i ona też wpadła.
- Mam rodzeństwo kretynów... - powiedział załamany Ratliff.
- Młody wyrażaj się! - pogroziła mu z basenu Amanda.
- Kretyni? - zdziwiła się Vanessa.
- Odmiana idiotofobi.. - wyjaśnił Riker.
- Idiotofobi? - spytała teraz Rydel.
- Koniec tematu i cięcie! - krzyknąłem i zacząłem się śmiać i tarzać po trawie.
- Chyba nasz Ross ma idiotofobie... - powiedziała Rydel. Vanessa odebrała aparat i zrobiła mi kilka zdjęć.
- Wróciłam!!! Kto mi pomoże z torbami?! - usłyszałem krzyk z mojego domu.
- Laura! - krzyknęły wszystkie dzieci i pobiegły w tamtą stronę. Ja przekręciłem jedynie oczami i czekałem aż rodzeństwo Trief wyjdzie z basenu.
- Zaraz dołączymy do Was. - zadecydował Jo pomagając wyjść Amandzie. Pokiwałem ze zrozumieniem głową i wstając z trawnika pobiegłem do domu. Tam każdy po kolei niósł do kuchni po jednej torbie. Za to za nimi obładowana Laura zamykała drzwi podbiegłem do niej i ją pocałowałem. Dziewczyna uderzyła plecami o ścianę i zaczęła krzyczeć przez pocałunek.
- Debilu ja ciasto niosę! - krzyknęła, gdy ją w końcu puściłem.
- Przyznaj, że tęskniłaś. - powiedziałem zabierając od niej ciasta.
- Tak, wprost prawie się zabiłam, bo nie miałam co ze sobą zrobić. - powiedziała retorycznie. Uśmiechnąłem się i ruszyłem z nią do kuchni. Tam wraz z dzieciakami byli już przebrani Joachim oraz Amanda. Szybko im poszło.
- Laura nareszcie! - krzyknął rudzielec i przytulił się do brunetki.
- Andy! Pomożesz mi to wszystko wypakować. - powiedziała brunetka.
- Jasne! I z obiadem Ci pomogę! - uśmiechnęła się do niej i zabrała torbę, by móc z niej wypakować wszystkie produkty.
- Vanessa, Riker, Rydel i Ell! - zawołała dzieciaki, a one pojawiły się od razu przy niej. - Vanessa i Rydel proszę to dla Was. - powiedziała i wyciągnęła z torebki dwa puchate misie dla mojej i jej siostry.
- Dziękuje! - krzyknęły na raz oraz przytuliły się do nogi brunetki. O rany.. Jak to zabawnie wygląda.
- Ell dla Ciebie pani Midel ze sklepu dała prezent. - podała mu pudełeczko, a brunet je rozpakował.
- O rany to MP3 i słuchawki! Dzięki! - krzyknął i dołączył do dziewczyn. Laura już ledwo stała...
- Riker dla Ciebie Ross kazał mi coś kupić. - wręczyła mi pudełko z telefonem, a ja przekazałem je Riker'owi.
- Telefon! O matko! Kocham Was! - krzyknął i się przytulił najpierw do mnie, a później do Laury. - Jak ja chciałbym mieć takich rodziców! - uśmiechnął się. Spojrzałem na Laurę. Patrzyliśmy sobie w oczy, a w nich była pustka związana z brakiem dopełnienia rodziny... Jak ja bym chciał mieć z nią dziecko...
- Dooobra... Chodźcie lecą Strażnicy Marzeń w telewizji! - krzyknął Joachim wybudzając mnie i Laurę z transu. Najmłodsi polecieli do salonu.
- Dzięki Joach... - powiedziała Laura. Brunet uśmiechnął się do niej i wyszedł z kuchni do salonu za dziećmi.
- Lau.. - szepnąłem do niej, gdy zauważyłem u niej w oczach łzy. - Nie martw się..
- Nie zniosę tego... Jak jeszcze jedno powie, że byłabym dla nich świetną matką to się załamię... - łkała mi w ramię.
- Rozpakowałam już zaku... Laura? - Amanda spojrzała na mnie, a ja pokiwałem głową na znak, żaby była chwilkę cicho.
- Hej! Spokojnie jeszcze kiedyś nam się uda... - zacząłem, ale ona szybko mi przerwała
- I ty w to jeszcze wierzysz? Spójrz prawdzie w oczy! Nie będziemy mieć dzieci dopóki nasze rodzeństwo nie wyrośnie! Ale zanim to nastąpi minie kilka lat, a ty już się mną znudzisz! Będziesz wymykał się z nocy by spotkać się z umówioną dziewczyną, a ja będę cierpieć! - krzyknęła i się rozpłakała. Zacząłem nią kołysać i mocniej tulić. Po kilku minutach się uspokoiła. Albo... Chwileczkę. Odsunąłem się lekko od niej, by spojrzeć w jej twarz. Zasnęła.
- Jesteś niezłym lekarstwem. - zaśmiała się cicho Amanda. - Ja zrobię obiad dla wszystkich i deser. Dzisiaj jest Czwartek, czyli zupa i galaretka. Zawołam Was na ciasto. My się wszystkim zajmiemy, a ty z nią idź do pokoju. - pokiwałem głową. Wziąłem Laurę na ręce. Przechodząc przez salon wszyscy się odwrócili od telewizora i spojrzeli na mnie. Joachim dał kciuka w górę, a młodzież uśmiechnęła się smutno. Pewnie wszystko słyszeli. Wszedłem po schodach prosto do naszego pokoju. Zamknąłem go na klucz. Położyłem Laurę na łóżku, a sam położyłem się obok niej. Zacząłem głaskać jej twarz i włosy. Dziewczyna lekko uchyliła powieki, które swoją drogę były załzawione. Pochyliłem się nad nią i złożyłem na jej ustach czuły, słodki pocałunek. Odwzajemniła go, a nawet poszła o krok dalej. Rozszerzyła swoje usta pozwalając mi zbadać językiem jej wnętrze. Z chęcią z tego skorzystałem. Dalej ją całując obróciłem ją tak, by leżała pode mną pomiędzy moimi nogami. Położyłem się na niej, a ona cicho jęknęła.
- Nigdy bym Cię nie zdradził i nigdy bym Cię nie skrzywdził. A jeśli chcesz mieć dzieci ze mną teraz jest jedyna taka okazja.. Ja też chce być ojcem i też mnie to wszystko denerwuje, więc się nie zdziw jak nie będę delikatny. - powiedziałem przerywając na chwilę nasze pocałunki.
- Ufam Ci Ross. - powiedziała całując mnie i ściągając ze mnie koszulkę.
***
Hi People!
Dziękuję i dedykuję jeszcze raz rozdział Kinga R5er, Natalia Czuba oraz Czekoladce (Patrycji :*). Za pierwsze komentarze :D
Teraz takie pytanie do Was, bo to od Was zależy jak będzie.
Laura ma zajść w ciążę czy nie?
Podoba się Wam rozdział czy może lepiej usunąć ten blog zanim się rozkręcę?
Pozdrawiam,
Sashy :*
sobota, 1 sierpnia 2015
Rozdział 1 First steps parenthood
*Laura*
Leżałam na łóżku obudzona przez promienie słoneczne. Nigdy nie zasłaniam rolet, bo w nocy lubię oglądać księżyc. Przekręciłam się na prawą stronę, gdzie spotkałam się z rozluźnioną twarzą blondyna. Powiek miał zamknięte, a usta lekko otwarte. Rozczochrane włosy dodawały mu tylko uroku. Podparłam się na jednej ręce, a drugą pogłaskałam policzek blondyna. Ross ziewnął i się przebudził. Spojrzał na mnie jeszcze sennym wzrokiem.
- Dzień dobry, kotku. - zaśmiałam się.
- Dzień dobry, skarbie... - ziewnął po raz kolejny. - która godzina? - zapytał przeczesując włosy do tyłu.
- Ósma. Za dwie godziny idę do pracy. - powiedziałam opadając z powrotem na poduszkę. Blondyn przekręcił się w ten sposób, że znajdował się nade mną.
- Skończyłaś projekt? - uniósł wysoko brwi.
- Tak. A masz wątpliwości? - zaczęłam się z nim droczyć. Posłał mi jeden ze swoich czarujących uśmiechów i przybliżył się do mojej twarzy.
- Cały czas na wykonanie projektu spędziłaś ze mną i rodzeństwem, prawda? - mruknął w moje usta.
- Może i tak. - kontynuowałam. Blondyn uśmiechnął się ostatni raz i pocałował mnie. Kocham kiedy to robi. Wtedy czuję się jakbym przenosiła się do innego wymiaru. Niestety nie mogło to trwać wiecznie, bo do pokoju wleciały dzieciaki.
- Aaaa! Oni znowu to robią! - krzyknął Riker i uciekł z naszego pokoju. Za to Ross pod wpływem krzyku jego młodszego brata sturlał się ze mnie i spadł na podłogę.
- Jezu Ross! Nic Ci nie jest? - gwałtownie podniosłam się i spojrzałam na mężczyznę. - Widzisz! Miałam rację, żeby kupić dywan, a ty nie chciałeś!
- Będziesz mi to teraz wypominać? - skrzywił się i masując plecy usiadł po turecku. - Rydel ile razy Wam mówiliśmy, żeby pukać do naszych drzwi?
- Ale to nie ja! To Riki! - broniła się blondynka.
- To on chciał Was obudzić nie my. - uśmiechnęła się słodko Vanessa. Przekręciłam oczami.
- Chodź tu młoda! - uśmiechnęłam się do niej, a dziewczynka wskoczyła mi na ramiona.
- A ja? - zapytała się oburzona Rydel. Ross podniósł się z podłogi i łapiąc dziewczynkę pod pachami posadził ją sobie na szyi.
- Gdzie Riker? - zapytał się.
- Rikuś uciekł do pokoju. - powiedziała śmiejąca się Vanessa.
- Niby taki najstarszy bratek, a taki baran. - dodała Rydel. Zaśmiałam się wraz z Ross'em.
- No to idziemy do niego! Trzeba zrobić śniadanie! - zarządziłam i wszyscy razem udaliśmy się do pokoju Vanessy, Rydel i Riker'a. Na miejscu postawiłam Van na podłogę podobnie jak Ross postawił Rydel. Obie dziewczynki poleciały do szafy blondyna. Otworzyły ją i jak to dzieci zaczęły piszczeć, i uciekać przed wychodzącym z niej Riker'em.
- Riker ty jesteś ten najstarszy, prawda? - spytał dla pewności mój mąż. Chłopak wzruszył ramionami. - dobrze nie było tematu...
- Która dziewczynka pójdzie ze mną robić śniadanko? - zapytałam z uśmiechem.
- Ja, ja! - Rydel i Vanessa zaczęły się przekrzykiwać. Udałam, że się zamyślam, po czym kucnęłam i dopiero im odpowiedziałam.
- Obie mi pomożecie. - powiedziałam na co zaczęły wesołe skakać i krzyczeć. Złapałam Van i Rydel za rączki.
- To teraz my ścielimy stół? - zapytał Ross, na co pokiwałam głową. - chodź Riker! - blondyn objął brata za ramiona i razem zeszliśmy na dół do salonu. Tam drogi damsko-męskie się rozeszły, bo ja poszłam do kuchni z dziewczynkami, a Ross z bratem zaczęli szykować stół.
- Cio będziemy robić? - zapytała słodko Delly. Podniosłam ją i posadziłam na blat podobnie jak Vanessę.
- Dzisiaj będą naleśniki! - uśmiechnęłam się, a dziewczynki z entuzjazmem zaklaskały w dłonie.
- Pomożecie mi zrobić ciasto, a ja później je usmażę. Pod koniec będzie wasza ulubiona część! - dodałam.
- Dżem! - krzyknęła Vanessa, na co pokiwałam głową i zabrałam się do pracy. Wyjęłam potrzebne składniki: mąkę, jajko, cukier, mleko i trochę wody gazowanej. Do wyjętej miski wsypałam mąkę i cukier, następnie wlałam szklankę mleka i pół szklanki wody. Wbiłam jajko i zaczęłam mieszać. Brunetka i blondynka z zaciekawieniem obserwowały moje poczynania. Dałam ciasto do mieszania Vanessie, a Rydel wzięłam na ręce i powiedziałam by wzięła olej. Jedną ręką postawiłam patelnie na odkręconym już gazie. Podałam Vanessie chochelkę, a od Delly przejęłam olej.
- Teraz się skupcie, bo pierwszy raz w życiu pozwalam Wam takie coś robić. I ani słówka Ross'owi. - dziewczynki pokiwały głową. - Vanesso ty będziesz nalewać tak mniej więcej całą chochelkę ciasta na patelnię, a w tym czasie Rydel, która będzie ją trzymała zadba o to by ciasto rozlało się po niej całej. Ja ostatnią wolną ręką będę przekładać naleśniki na drugą stronę i gotowe odkładać na ten oto talerzyk. - pokazałam na talerz, a one mi przytaknęły. W ten sposób Vanessa nabierała ciasto i wylewała je na patelnie podczas, gdy Rydel sprawnie obydwiema rączkami przekręcała patelnię. Wykonanie naleśników za pomocą tej techniki zajęło nam niecałe 20 minut. Dziewczyny były z siebie dumne jak nigdy. W końcu to ich pierwsze naleśniki. Odstawiłam Rydel, a Vanessa zeszła z blatu. Obie podbiegły do mniejszego stolika, gdzie czekały na nie placki. Dałam im po dwie łyżki i do wyboru dżem truskawkowy, dżem brzoskwiniowy, nutellę oraz roztopiony serek. Dziewczynki zawzięcie wykonywały swoja pracę podczas, gdy ja zmywałam naczynia. Do kuchni wszedł Ross z Riker'em. Podeszli do szafy i wyjęli pięć talerzyków, pięć widelców, dwa noże i trzy małe plastikowe noże dla dzieci. Wyszli ze zdobyczą. Ja skończyłam zmywać, więc wyjęłam z kredensu pięć szklanek po czym zaniosłam je do ''jadalni'' w salonie.
- Zgaduję, że są naleśniki. - powiedział Ross patrząc w moją stronę.
- Bo zauważyłeś jak dziewczynki bawiły się smakami jak przechodziłeś czy wyniuchałeś? - spytałam.
- To i to. - zaśmiał się, a ja przekręciłam oczami. Wróciłam do kuchni. Dziewczynki skończyły smarować i zawijać w trójkąciki wszystkie placki. Uśmiechnęłam się do nich dziękująco.
- Dziękuję kochane. Mam u Was dług. Co chcecie? - zapytałam, a one zaczęły się naradzać.
- Chcemy tego misia z zestawy. Razy dwa! - krzyknęła wesoła Vanessa, a Rydel pokiwała głową.
- Dobrze. - odpowiedziałam im. - zanieście jeszcze te dwa soczki pomarańczowe, a ja zaraz do Was dołączę. - powiedziałam wręczając im po jednej butelce. Dziewczynki zniknęły za drzwiami, a ja schowałam resztę dżemów. Niestety nutella i serek poszły całe, więc opakowania wyrzuciłam. Łyżki umyłam, a następnie powycierane wsadziłam do szafy. Weszłam do salonu, gdzie był już pięknie zaścielony stół i na każdym talerzu podzielone już naleśniki.
- Smacznego. - powiedziałam.
- Smacznego! - odpowiedzieli mi wszyscy.
*Ross*
Po śniadaniu każdy z nas poszedł do pokoju żeby się ubrać i również odświeżyć się. Dzieci mają osobne łazienki, więc nie ma problemu. Była już godzina 9:15. Czyli Laura wychodziła do pracy.
- Masz na pewno wszystko? - spytałem.
- Tak, klucze od domu mam, pieniądze mam, klucze od samochodu mam, telefon mam, projekt mam. Raczej wszystko. - uśmiechnęła się do mnie.
- Na jaki temat miałaś projekt? - zaciekawiłem się.
- Miałam zrobić zdjęcia i szkice związane z naturą. - odpowiedziała mi po czym psiknęła się malinowymi perfumami.
- Wrócisz szybko? - zapytałem po raz kolejny.
- No aż tak szybko nie. Jadę jeszcze do sklepu, bo nutella się skończyła i obiecałam dziewczynką, że kupię im po misiu. - zaśmiałem się. No tak... dzieci bez nutelli to jak człowiek bez powietrza.
- Kupiłabyś tez coś Riker'owi? Obiecałem mu za dobre sprawowanie... - nie dokończyłem, bo nie wiedziałem jak to delikatnie ująć.
- Ross...? - Laura spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Oj no nowy telefon...
- Ross!
- No przepraszam! - uniosłem ręce w geście poddania. Laura przekręciła oczami i wystawiła w moja stronę rękę. Z uśmiechem sięgnąłem do kieszeni i z portfela wyjąłem 500 dolarów. - Windows Phone.
- Ja Cie kiedyś zabiję. - mruknęła.
- Za bardzo mnie kochasz. - powiedziałem i pocałowałem ją na pożegnanie.
- Wracam za kilka godzin! Pa! - krzyknęła w głąb domu i pomachała mi.
- Pa Lau! - krzyknęły dzieci z salonu. Brunetka odwróciła się i zabierając torebkę wyszła z domu. Obserwowałem jeszcze przez okno jak wyjeżdża z garaży swoim czerwonym autem. Odjechała. Wypuściłem powietrze. Laura troszczy się o nasze rodzeństwo jak o dzieci, których nie możemy mieć. Nie chodzi o to, że Laura nie może mieć dzieci z powodu genetyki. Oboje możemy mieć dzieci. Tylko nie możemy założyć rodziny mając trójkę rodzeństwa do wychowania, które do tego przychodzi codziennie w nocy tylko dlatego, że nie może zasnąć. Kocham Laurę. A moje młodsze rodzeństwo traktuje ją jak matkę. Vanessa za to traktuje mnie jak ojca. Tylko można powiedzieć, że my nie jesteśmy aż tak nastawieni do nich jak rodzice więc rozmawiamy nawet na te najbardziej wrażliwe tematy. Trudne to do wytłumaczenia.. Zawróciłem do dzieciaków.
- Hej co oglądacie? - spytałem patrząc na ekran telewizora. Przysiadłem się do nich.
- Fineasz i Ferb. - odpowiedział mi Riker.
- Super! - krzyknąłem i zacząłem oglądać z nimi. Lubię bajki animowane.
- Cześć! - krzyknęła Amanda wchodząc przez drzwi od tarasu do domu wraz z Ellington'em.
- Ell! - krzyknęła trzyosobowa grupka.
- Co oglądacie? - uśmiechnął się słodko i przysiadł do małolatów, by po chwili oglądać razem z nimi.
- Cześć Amanda! - odpowiedziałem jej.
- A ty dalej oglądasz bajki animowane? Jeszcze nie dorosłeś? - zaśmiała się ze mnie. Wystawiłem jej język.
- Gdzie zgubiłaś Joachima? - spytałem.
- Ten stary dziad kosi trawnik. - odpowiedziała, a ja zacząłem się śmiać.
- Co nabroił? - zapytałem.
- Nic... tylko wszedł do mojego pokoju z Ellington'em i dobrali się do mojej bielizny. - burknęła i wychyliła się przez okno. - SZYBCIEJ MI TO KOŚ!
- NIE WRZESZCZ NA MNIE! - odpowiedział jej.
- CZEŚĆ JO! - krzyknąłem.
- SIEMA ROSS! - odkrzyknął mi.
- Cicho! - wrzasnęły dzieci. Skrzywiłem się i razem z Amandą wszedłem do kuchni. Nastawiłem kawę.
- A gdzie Laura? - spytała dziewczyna pewnie zauważając brak brunetki.
- Pojechała do pracy i na zakupy. - odpowiedziałem, a ona pokiwała ze zrozumieniem głową. Wziąłem dwa kubki i nalałem do nich już gotowego napoju.
- A jak u Ciebie? Znalazłaś pracę? - spytałem.
- Pracuję nad tym. Wysłałam podanie do jakiegoś wydawnictwa. Chce zaprezentować swoją książkę. A u Ciebie?
- Ja internetowo wysyłam szkice i ogółem projektuje.
- Ty i Laura powinniście się zajmować muzyką.
- To robimy w wolnych chwilach. - uśmiechnąłem się i wziąłem łyk napoju. - A jak Joachim?
- Stworzył swój własny motor. Chce go wystawić na aukcję jako unikat. - pokiwałem ze zrozumieniem głową. Większość czasu zleciała mi na rozmowie z Amandą, a później i z Joachim'em.
***
Hey People!
Pierwszy rozdział :D
Tak dziwnie się pisze o Vanessie i Rikerze gdy to oni są ci mniejsi od Laury i Ross'a xD.
Co sądzicie o rozdziale i nagłówku bloga? ;)
To tylko wstęp. Będzie o wiele gorzej ;D
Pozdrawiam,
Sashy ♫
Leżałam na łóżku obudzona przez promienie słoneczne. Nigdy nie zasłaniam rolet, bo w nocy lubię oglądać księżyc. Przekręciłam się na prawą stronę, gdzie spotkałam się z rozluźnioną twarzą blondyna. Powiek miał zamknięte, a usta lekko otwarte. Rozczochrane włosy dodawały mu tylko uroku. Podparłam się na jednej ręce, a drugą pogłaskałam policzek blondyna. Ross ziewnął i się przebudził. Spojrzał na mnie jeszcze sennym wzrokiem.
- Dzień dobry, kotku. - zaśmiałam się.
- Dzień dobry, skarbie... - ziewnął po raz kolejny. - która godzina? - zapytał przeczesując włosy do tyłu.
- Ósma. Za dwie godziny idę do pracy. - powiedziałam opadając z powrotem na poduszkę. Blondyn przekręcił się w ten sposób, że znajdował się nade mną.
- Skończyłaś projekt? - uniósł wysoko brwi.
- Tak. A masz wątpliwości? - zaczęłam się z nim droczyć. Posłał mi jeden ze swoich czarujących uśmiechów i przybliżył się do mojej twarzy.
- Cały czas na wykonanie projektu spędziłaś ze mną i rodzeństwem, prawda? - mruknął w moje usta.
- Może i tak. - kontynuowałam. Blondyn uśmiechnął się ostatni raz i pocałował mnie. Kocham kiedy to robi. Wtedy czuję się jakbym przenosiła się do innego wymiaru. Niestety nie mogło to trwać wiecznie, bo do pokoju wleciały dzieciaki.
- Aaaa! Oni znowu to robią! - krzyknął Riker i uciekł z naszego pokoju. Za to Ross pod wpływem krzyku jego młodszego brata sturlał się ze mnie i spadł na podłogę.
- Jezu Ross! Nic Ci nie jest? - gwałtownie podniosłam się i spojrzałam na mężczyznę. - Widzisz! Miałam rację, żeby kupić dywan, a ty nie chciałeś!
- Będziesz mi to teraz wypominać? - skrzywił się i masując plecy usiadł po turecku. - Rydel ile razy Wam mówiliśmy, żeby pukać do naszych drzwi?
- Ale to nie ja! To Riki! - broniła się blondynka.
- To on chciał Was obudzić nie my. - uśmiechnęła się słodko Vanessa. Przekręciłam oczami.
- Chodź tu młoda! - uśmiechnęłam się do niej, a dziewczynka wskoczyła mi na ramiona.
- A ja? - zapytała się oburzona Rydel. Ross podniósł się z podłogi i łapiąc dziewczynkę pod pachami posadził ją sobie na szyi.
- Gdzie Riker? - zapytał się.
- Rikuś uciekł do pokoju. - powiedziała śmiejąca się Vanessa.
- Niby taki najstarszy bratek, a taki baran. - dodała Rydel. Zaśmiałam się wraz z Ross'em.
- No to idziemy do niego! Trzeba zrobić śniadanie! - zarządziłam i wszyscy razem udaliśmy się do pokoju Vanessy, Rydel i Riker'a. Na miejscu postawiłam Van na podłogę podobnie jak Ross postawił Rydel. Obie dziewczynki poleciały do szafy blondyna. Otworzyły ją i jak to dzieci zaczęły piszczeć, i uciekać przed wychodzącym z niej Riker'em.
- Riker ty jesteś ten najstarszy, prawda? - spytał dla pewności mój mąż. Chłopak wzruszył ramionami. - dobrze nie było tematu...
- Która dziewczynka pójdzie ze mną robić śniadanko? - zapytałam z uśmiechem.
- Ja, ja! - Rydel i Vanessa zaczęły się przekrzykiwać. Udałam, że się zamyślam, po czym kucnęłam i dopiero im odpowiedziałam.
- Obie mi pomożecie. - powiedziałam na co zaczęły wesołe skakać i krzyczeć. Złapałam Van i Rydel za rączki.
- To teraz my ścielimy stół? - zapytał Ross, na co pokiwałam głową. - chodź Riker! - blondyn objął brata za ramiona i razem zeszliśmy na dół do salonu. Tam drogi damsko-męskie się rozeszły, bo ja poszłam do kuchni z dziewczynkami, a Ross z bratem zaczęli szykować stół.
- Cio będziemy robić? - zapytała słodko Delly. Podniosłam ją i posadziłam na blat podobnie jak Vanessę.
- Dzisiaj będą naleśniki! - uśmiechnęłam się, a dziewczynki z entuzjazmem zaklaskały w dłonie.
- Pomożecie mi zrobić ciasto, a ja później je usmażę. Pod koniec będzie wasza ulubiona część! - dodałam.
- Dżem! - krzyknęła Vanessa, na co pokiwałam głową i zabrałam się do pracy. Wyjęłam potrzebne składniki: mąkę, jajko, cukier, mleko i trochę wody gazowanej. Do wyjętej miski wsypałam mąkę i cukier, następnie wlałam szklankę mleka i pół szklanki wody. Wbiłam jajko i zaczęłam mieszać. Brunetka i blondynka z zaciekawieniem obserwowały moje poczynania. Dałam ciasto do mieszania Vanessie, a Rydel wzięłam na ręce i powiedziałam by wzięła olej. Jedną ręką postawiłam patelnie na odkręconym już gazie. Podałam Vanessie chochelkę, a od Delly przejęłam olej.
- Teraz się skupcie, bo pierwszy raz w życiu pozwalam Wam takie coś robić. I ani słówka Ross'owi. - dziewczynki pokiwały głową. - Vanesso ty będziesz nalewać tak mniej więcej całą chochelkę ciasta na patelnię, a w tym czasie Rydel, która będzie ją trzymała zadba o to by ciasto rozlało się po niej całej. Ja ostatnią wolną ręką będę przekładać naleśniki na drugą stronę i gotowe odkładać na ten oto talerzyk. - pokazałam na talerz, a one mi przytaknęły. W ten sposób Vanessa nabierała ciasto i wylewała je na patelnie podczas, gdy Rydel sprawnie obydwiema rączkami przekręcała patelnię. Wykonanie naleśników za pomocą tej techniki zajęło nam niecałe 20 minut. Dziewczyny były z siebie dumne jak nigdy. W końcu to ich pierwsze naleśniki. Odstawiłam Rydel, a Vanessa zeszła z blatu. Obie podbiegły do mniejszego stolika, gdzie czekały na nie placki. Dałam im po dwie łyżki i do wyboru dżem truskawkowy, dżem brzoskwiniowy, nutellę oraz roztopiony serek. Dziewczynki zawzięcie wykonywały swoja pracę podczas, gdy ja zmywałam naczynia. Do kuchni wszedł Ross z Riker'em. Podeszli do szafy i wyjęli pięć talerzyków, pięć widelców, dwa noże i trzy małe plastikowe noże dla dzieci. Wyszli ze zdobyczą. Ja skończyłam zmywać, więc wyjęłam z kredensu pięć szklanek po czym zaniosłam je do ''jadalni'' w salonie.
- Zgaduję, że są naleśniki. - powiedział Ross patrząc w moją stronę.
- Bo zauważyłeś jak dziewczynki bawiły się smakami jak przechodziłeś czy wyniuchałeś? - spytałam.
- To i to. - zaśmiał się, a ja przekręciłam oczami. Wróciłam do kuchni. Dziewczynki skończyły smarować i zawijać w trójkąciki wszystkie placki. Uśmiechnęłam się do nich dziękująco.
- Dziękuję kochane. Mam u Was dług. Co chcecie? - zapytałam, a one zaczęły się naradzać.
- Chcemy tego misia z zestawy. Razy dwa! - krzyknęła wesoła Vanessa, a Rydel pokiwała głową.
- Dobrze. - odpowiedziałam im. - zanieście jeszcze te dwa soczki pomarańczowe, a ja zaraz do Was dołączę. - powiedziałam wręczając im po jednej butelce. Dziewczynki zniknęły za drzwiami, a ja schowałam resztę dżemów. Niestety nutella i serek poszły całe, więc opakowania wyrzuciłam. Łyżki umyłam, a następnie powycierane wsadziłam do szafy. Weszłam do salonu, gdzie był już pięknie zaścielony stół i na każdym talerzu podzielone już naleśniki.
- Smacznego. - powiedziałam.
- Smacznego! - odpowiedzieli mi wszyscy.
*Ross*
Po śniadaniu każdy z nas poszedł do pokoju żeby się ubrać i również odświeżyć się. Dzieci mają osobne łazienki, więc nie ma problemu. Była już godzina 9:15. Czyli Laura wychodziła do pracy.
- Masz na pewno wszystko? - spytałem.
- Tak, klucze od domu mam, pieniądze mam, klucze od samochodu mam, telefon mam, projekt mam. Raczej wszystko. - uśmiechnęła się do mnie.
- Na jaki temat miałaś projekt? - zaciekawiłem się.
- Miałam zrobić zdjęcia i szkice związane z naturą. - odpowiedziała mi po czym psiknęła się malinowymi perfumami.
- Wrócisz szybko? - zapytałem po raz kolejny.
- No aż tak szybko nie. Jadę jeszcze do sklepu, bo nutella się skończyła i obiecałam dziewczynką, że kupię im po misiu. - zaśmiałem się. No tak... dzieci bez nutelli to jak człowiek bez powietrza.
- Kupiłabyś tez coś Riker'owi? Obiecałem mu za dobre sprawowanie... - nie dokończyłem, bo nie wiedziałem jak to delikatnie ująć.
- Ross...? - Laura spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Oj no nowy telefon...
- Ross!
- No przepraszam! - uniosłem ręce w geście poddania. Laura przekręciła oczami i wystawiła w moja stronę rękę. Z uśmiechem sięgnąłem do kieszeni i z portfela wyjąłem 500 dolarów. - Windows Phone.
- Ja Cie kiedyś zabiję. - mruknęła.
- Za bardzo mnie kochasz. - powiedziałem i pocałowałem ją na pożegnanie.
- Wracam za kilka godzin! Pa! - krzyknęła w głąb domu i pomachała mi.
- Pa Lau! - krzyknęły dzieci z salonu. Brunetka odwróciła się i zabierając torebkę wyszła z domu. Obserwowałem jeszcze przez okno jak wyjeżdża z garaży swoim czerwonym autem. Odjechała. Wypuściłem powietrze. Laura troszczy się o nasze rodzeństwo jak o dzieci, których nie możemy mieć. Nie chodzi o to, że Laura nie może mieć dzieci z powodu genetyki. Oboje możemy mieć dzieci. Tylko nie możemy założyć rodziny mając trójkę rodzeństwa do wychowania, które do tego przychodzi codziennie w nocy tylko dlatego, że nie może zasnąć. Kocham Laurę. A moje młodsze rodzeństwo traktuje ją jak matkę. Vanessa za to traktuje mnie jak ojca. Tylko można powiedzieć, że my nie jesteśmy aż tak nastawieni do nich jak rodzice więc rozmawiamy nawet na te najbardziej wrażliwe tematy. Trudne to do wytłumaczenia.. Zawróciłem do dzieciaków.
- Hej co oglądacie? - spytałem patrząc na ekran telewizora. Przysiadłem się do nich.
- Fineasz i Ferb. - odpowiedział mi Riker.
- Super! - krzyknąłem i zacząłem oglądać z nimi. Lubię bajki animowane.
- Cześć! - krzyknęła Amanda wchodząc przez drzwi od tarasu do domu wraz z Ellington'em.
- Ell! - krzyknęła trzyosobowa grupka.
- Co oglądacie? - uśmiechnął się słodko i przysiadł do małolatów, by po chwili oglądać razem z nimi.
- Cześć Amanda! - odpowiedziałem jej.
- A ty dalej oglądasz bajki animowane? Jeszcze nie dorosłeś? - zaśmiała się ze mnie. Wystawiłem jej język.
- Gdzie zgubiłaś Joachima? - spytałem.
- Ten stary dziad kosi trawnik. - odpowiedziała, a ja zacząłem się śmiać.
- Co nabroił? - zapytałem.
- Nic... tylko wszedł do mojego pokoju z Ellington'em i dobrali się do mojej bielizny. - burknęła i wychyliła się przez okno. - SZYBCIEJ MI TO KOŚ!
- NIE WRZESZCZ NA MNIE! - odpowiedział jej.
- CZEŚĆ JO! - krzyknąłem.
- SIEMA ROSS! - odkrzyknął mi.
- Cicho! - wrzasnęły dzieci. Skrzywiłem się i razem z Amandą wszedłem do kuchni. Nastawiłem kawę.
- A gdzie Laura? - spytała dziewczyna pewnie zauważając brak brunetki.
- Pojechała do pracy i na zakupy. - odpowiedziałem, a ona pokiwała ze zrozumieniem głową. Wziąłem dwa kubki i nalałem do nich już gotowego napoju.
- A jak u Ciebie? Znalazłaś pracę? - spytałem.
- Pracuję nad tym. Wysłałam podanie do jakiegoś wydawnictwa. Chce zaprezentować swoją książkę. A u Ciebie?
- Ja internetowo wysyłam szkice i ogółem projektuje.
- Ty i Laura powinniście się zajmować muzyką.
- To robimy w wolnych chwilach. - uśmiechnąłem się i wziąłem łyk napoju. - A jak Joachim?
- Stworzył swój własny motor. Chce go wystawić na aukcję jako unikat. - pokiwałem ze zrozumieniem głową. Większość czasu zleciała mi na rozmowie z Amandą, a później i z Joachim'em.
***
Hey People!
Pierwszy rozdział :D
Tak dziwnie się pisze o Vanessie i Rikerze gdy to oni są ci mniejsi od Laury i Ross'a xD.
Co sądzicie o rozdziale i nagłówku bloga? ;)
To tylko wstęp. Będzie o wiele gorzej ;D
Pozdrawiam,
Sashy ♫
piątek, 31 lipca 2015
Prolog
Ross i Laura są małżeństwem od 3 lat. Starają się o potomka, jednak to nie jest łatwe mając nad głową ich młodsze rodzeństwo. Stracili rodziców kilka tygodni po ślubie. Gdy wracali do Miami samolotem nastąpiła awaria. Czarne Skrzynki. Nikt nie przeżył. Wychowują oni Vanesse, Rikera i Rydel. Pomagają im w tym Amanda i Joachim, rodzeństwo z również młodszym (przyrodnim) bratem na karku - Ellingtonem. Ich mieszkania są połączone furtką, by w razie czego szybko udać się do jednej ze stron Lynch lub Trief. Wszystko jest dobrze, do czasu...
***
Hi People!
Szok? Ja też
Oto Nowy Blog!
Będzie krótki, ale... no po prostu będzie w jakimś stopniu historią xD.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną ;)
Pozdrawiam,
Sashy ♫
***
Hi People!
Szok? Ja też
Oto Nowy Blog!
Będzie krótki, ale... no po prostu będzie w jakimś stopniu historią xD.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną ;)
Pozdrawiam,
Sashy ♫
Subskrybuj:
Posty (Atom)