niedziela, 13 września 2015

Rozdział 11 Worst Truth In Life.

*Riker*
Siedziałem na niewygodnym materacu wraz z Rydel. Vanessa leżała plecami na drewnianej podłodze.. Mówiła, że od leżenia na tym "łóżku" bolą ją plecy. Nie wnikam, choć wolę, żeby chociaż siedziała obok mnie... i rzecz jasna obok Rydel.
- Myślicie, że oni nas szukają? - spytała blondynka.
- Przecież to nasza rodzina. - odpowiedziałem jej na pytanie w trochę inny sposób. Sam już nie wiedziałem jaka jest prawda. Czy nas szukają... czy jednak nie.
- Laura raczej nie szuka... ona mnie nie kocha... - szepnęła smutno Van. Zsunąłem się z kanapy na podłogę do brunetki.
- Mała, Laura na pewno Cię kocha! - powiedziałem.
- Kiedy ja słyszałam jak mówiła, że ma mnie dość! - brunetka zaczęła pociągać noskiem. Objąłem ją ramieniem. Dziewczyna schowała swoją główkę w mojej klatce piersiowej. Delly również zsunęła się do nas na podłogę i przytuliła się do mojego drugiego boku.
- Jestem niemal pewny, że przesłyszałaś się. - poinformowałem ją.
- Ale...
- Nie ma 'ale' Van. Laura zbyt bardzo Cię kocha. Oni wszyscy zbyt bardzo nas kochają. Mogę Cię zapewnić, że szukają nas po całym Los Angeles. Laura zapewne płacze za nami. Ross obwinia się o wszystko. Amanda wpada na pierwsze ślady przestępców. A Joachim... to Joachim - on próbuje wszystkich pocieszyć. Nie zapominaj o Ellingtonie, który inteligencja przerasta naszą rodzinkę. - przerwałem jej. Blondynka się zaśmiała.
- Co do inteligencji Ell'usia nie jestem przekonana. - wtrąciła chichocząc. Dołączyła się do niej Vanessa. Kobiety... One wiedzą o co chodzi, a my faceci musimy się główkować jak odpowiedzieć by nie urazić ich kruchego 'ja'. No chyba, że jesteśmy tępi... To inna historia. Nagle usłyszałem odgłos otwieranego zamka do naszych drzwi. Odwróciłem się w ich stronę. W progu stanął ten brunet i rudzielec. Tym razem nie mieli na sobie kominiarek. Mogłem dokładnie przyglądnąć się ich twarzom. Ten brunet miał wielkie, czekoladowe oczy, a jego rysy twarzy były ostre. Wyglądał na młodą osobę, podobnie jak jego towarzysz. On jednak miał niebieskie oczy, a rysy twarzy były łagodne. Na to już wiemy, który jest mądrzejszy. Na nasz widok zdziwili się.
- Materac kłuje w tyłek. - zaśmiał się brunet. Drugi go szturchnął.
- Daj już spokój James. - mruknął znudzony.
- Ohh... no zobacz tylko na nich. - pokazał na nas ręką. - to się prosi o skomentowanie!
- Żebym ja nie musiał skomentować Twojego brata, gdy tu przyjdzie i nakryje nas na zawaleniu zadania! - warknął, a brunet przełknął ślinę.
- Zwiąż dziewczyny, a ja biorę Riker'a. - powiedział ten cały James.
- Dla Ciebie 'Twój koszmar Riker'. - uśmiechnąłem się do niego, ale powiedziałem to z takim jadem w głosie, że zbiłem go z tropu. Punkt dla dzieciaków!
- Słyszałeś to Every? - spytał się James rudzielca - Every.
- Zamknij się. Nic nie słyszałem! Ty jakiś upośledzony się stajesz! - krzyknął na niego. Dam sobie głowę uciąć, że mrugnął do mnie, gdy brunet spuścił głowę. Już mi się podoba. - dobra to ja Was teraz zwiążę. - powiedział do Van i Ryd, a po chwili coś szepnął im na ucho. One natomiast pokiwały główkami. Sznurkiem zawiązał im z tyłu ręce, a następnie poczochrał je po włosach. Natomiast James złapał mnie mocno za nadgarstki i z taka samą siłą zawiązał je sznurkiem.
- Idziemy! - warknął i nas wyprowadzili. Brunet szedł przed nami, a rudy za nami.
- Co on do was mówił? - szepnąłem do dziewczyn nachylając się.
- Powiedział, że nie zawiąże nas mocno i spytał czy coś zostawiłyśmy na poszlakę. - odszepnęła mi Rydel. Spojrzałem za siebie. Mężczyzna posłał mi lekki uśmiech co odwzajemniłem. Schodziliśmy po krętych schodach.
- Jesteście? - spytała dziewczyna z fioletowymi włosami. - Kendall czeka już na nas.
- Jasne Avril. A gdzie Angel? - spytał Every.
- Czeka z nim. - odpowiedziała i wyszliśmy..

*Amanda*
Wyszliśmy z tego tajnego miejsca i udaliśmy się do salonu. Ja, Laura i Ell usiedliśmy na kanapie, a Jo opierał się o ścianę przed nami.
- Ross'a i Tyler'a nadal nie ma... - zauważyłam. Nagle dostałam SMS'a. Miałam już odblokowywać telefon kiedy do pomieszczenia wbiegł zdyszany blondyn.
- Zwiał mi! Uciekł! - warczał. Zgiął się w pół i opierając się na kolanach zaczął głęboko oddychać.
- Ross spokojnie o co chodzi? - spytała Laura podchodząc do niego. Położyła mu rękę na plecach i nachyliła się do niego.
- Tyler!... Huh.. Chwilka. - wziął powietrze do płuc. - Ten idiota za tym wszystkim stoi! On... To on porwał nasze rodzeństwo!
- To nie możliwe! - krzyknęłam i wstałam z kanapy na której siedziałam.
- Ja od zawsze mu nie ufałem! - krzyknęli na raz Ellington i Joachim.
- Ale... Dlaczego?! - spytała się go Laura.
- Miał motor Joachima... Ten pierwszy unikat... Zwiał... A mści się teraz za to, że przerwałem mu podryw! Na Tobie! - zwrócił się do brunetki. Rozszerzyłam oczy.
- Co?
- Przystawiał się do Ciebie facet w szkole... Ja go przypadkowo upokorzyłem i zaczęliśmy się bić, pamiętasz?
- Ale... On inaczej się nazywał!
- Nie powiedziałem Ci wszystkiego. Po tym dyrektor ze mną zaczął rozmawiać. Tyler używał fałszywych imion i nazwisk. A to tylko po to by nie mieć na karku z policją i poprawczakiem. Znany był ze swoich wybryków, a jedno poważne przewinienie mogło "zrujnować jego życie". - Ross wyprostował się i spojrzał oczami smutku na Lau. - dyrektor powiedział mi również, żebym za wszelką cenę Cię chronił. I chroniłem Cię. Na początku jako przyjaciel, ale zaczęłaś mi się podobać coraz bardziej. Zostaliśmy parą, narzeczeństwem, a na końcu małżeństwem. A teraz to wszystko dlatego, że wysłałem Cię po ten debilny telefon dla Riker'a!
- Jak w tandetnej komedii romantycznej. - mruknął Jo z uśmiechem.
- Ale trzeba przyznać, że ten telefon Rik'a jest pożyteczny i bardzo fajny. - wtrącił brunet wyjmując urządzenie z kieszeni.
- Trochę niezbyt dobry moment... Chwilka... Masz jego telefon? - zdziwiłam się.
- A co miał leżeć samotnie na tym stole? - brunet wzruszył ramionami. Spojrzałam na starszego brata. Zrobił to samo.
- Ross. Czemu mi nie powiedziałeś? - spytała Laura.
- Czy ty mnie słuchałaś? Chciałem Cię chronić! - odpowiedział łapiąc jej twarz w dłonie.
- Ale oprócz tego.
- Chciałem oszczędzić Ci problemów.. Nie chciałem byś się zamartwiała.
- Dziękuję. - szepnęła Laura i pocałowała blondyna. Trzeba im przerwać. Co z tego, że dopiero zaczęli? Ich rodzeństwo domaga się odnalezienia.
- Nie chcę przeszkadzać czy coś, ale przypominam, że właśnie zaginęło wasze rodzeństwo. Jest już wieczór, więc nie opłaca się szukać, ale może by tak pomyśleć, gdzie jeszcze są magazyny? - wtrąciłam, a oni się oderwali od siebie.
- Musimy tam powrócić i dokładniej się rozejrzeć. - zaproponował Jo.
- A ja pojadę z Wami. - zaoferował Ell.
- O nie młody. Ty zostajesz. - pogroziłam mu palcem.
- A mnie mają porwać? Z resztą gdzie znajdziecie takiego mechanika jak mnie? - spytał.
- Dobra jedziesz z nami. - mruknęłam zrezygnowana. Z nim nie wygrasz... Ale i tak mendo mi wisisz kasę! Mogłam powiedzieć to na głos.. Właśnie, SMS! Ponownie wzięłam mój telefon i odblokowałam go. Kliknęłam na kopertę i zaczęłam odczytywać wiadomość. Treść była... nie do opisania...
" Witaj kochanie. Otóż pisze to ostatni raz, bo zrywam z tobą! Tak praktycznie to chciałem się zbliżyć tylko do Laury. Dziękuję za pomoc moja droga! Kiedy jest z nami koniec, a ty zapewne znasz już prawie całą prawdę o mnie wiedz, że się nie poddam. Również dziękuję za tak cenne informacje. Przebywanie z Wami pomogło mi tylko w moim zadaniu. Przekaż Ross'owi, że jeśli nie da mi kasy i nie odda Laury to może pożegnać się z Vanessą, Riker'em i Rydel! Kocham i całuję... a chwila. Już nie muszę tego pisać. Nara frajerzy!"
Opuściłam telefon na podłogę i z płaczem pobiegłam do swojego pokoju. A ja myślałam, że w końcu mam chłopaka, który mnie kocha! A okazał się zwykłą świnią i kłamcą! Boże jaka ja byłam głupia...

***
Hi People!
Otóż powiem tak.
Na Magic nie ma rozdziału i raczej nie będzie. iPhone zepsuł mi się i nie mogę nic zrobić. Nawet przesłać tych głupich notatek z rozdziałami. Więc ten blog jest aktualny, a tamten zawieszony. Przepraszam za mój idiotyzm.
Oraz chciałam powiadomić, że przedłużę bloga. Troszeczkę, ale jednak.
Jeśli będzie dużo komentarzy rozdział w środę i... czwartek! Nie zapominając o niedzieli. xD Czyli 3 razy w tygodniu.
Za chwilkę dodam porywaczy do bohaterów ;) więc zapraszam :D
Pozdrawiam,
Sashy ♫

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 10 The first part of the plan..

*Ross*
Wraz z Joachim'em podszedłem do Ellington'a.
- Jak ty tu się dostałeś? - spytałem. O tej skrytce wiedziałem tylko ja i brunet. A teraz trzeba doliczyć cztery osoby: Laurę, Amandę, Tyler'a i Ellington'a.
- Mój brat jest na tyle głupi, że na swoim biurku trzymał instrukcję jak otworzyć "tajemniczy pokój". - odpowiedział mi z uśmiechem i z powrotem zaczął majstrować kluczem oczkowym przy motorze. Koło siebie miał też mój plan, który specjalnie drukowałem do Jo...
- Po pierwsze młody: ja wcale nie jestem głupi. Z internetowych testów wynika, że moje IQ jest większe niż u dwóch blondynek (od razu przepraszam, ja sama jestem blondynką, BLONDYNKI TO PŁEĆ MĄDRA I THE END XD), po drugie: kto Ci pozwolił wejść do mojego pokoju? Tam wisi taka karteczka: "Pukać. A jeśli mnie nie ma spadać.", po trzecie: co ty robisz przy tym motorze?! - Trief złapał się za głowę i podbiegł do swojego młodszego brata.
- A oto moje odpowiedzi na Twoje wypociny: po pierwsze; taaa.. jasne. Pewnie klikałeś co popadnie, po drugie; ta kartka jest w koszu, natomiast znajduje się tam teraz ''I'm King On The World Baby'', a po trzecie; naprawiam go, bo były pomieszane wszystkie kabelki. Nie chodził, a teraz ma piękne brzmienie. - odpowiedział mu 12-latek wycierając ręce zapewne z oleju w starą szmatkę. On naprawił ten motor? To cud dziecko.
- Powiedz mi... Kiedy chcesz ożenić się z Rydel? - spytałem.
- Ross! - krzyknęły za mną dziewczyny. Odwróciłem się w ich stronę i wzruszyłem ramionami.
- No co? Chce mieć takiego teście w rodzinie... - uśmiechnąłem się. Ell odpalił motor. Miał racje. Jego brzmienie było piękne... A to był kolejny unikat, którego nie ma na żadnym rynku. Młody wyłączył maszynę.
- Brawo! - powiedział z uznaniem Jo, a ja mu zawtórowałem.
- Odpowiecie na nasze pytanie? - spytały Laura i Amanda. A no tak...
- Więc to jest ukryta pracownia Joachima. Tutaj powstały wszystkie jego dzieła, a w ty te unikaty. - powiedziałem.
- Tutaj często się wymykałem. Ściany są dźwiękoszczelne, klimatyzacja pięknie działa, a wszystko do życia znajduje się w mini lodówce. - dodał brunet.
- To wyjaśnia dlaczego nie jadłeś obiadów! - warknęła Amanda. A on zaśmiał się niemrawo.
- Dlaczego nam nie powiedzieliście? I czemu Ross wiedział? - pytała Laura. Czemu kochanie ty jesteś zawsze taka ciekawska...
- Ross mnie nakrył jak mi się picie skończyło. Chciałem udać się do domu po następne. W tym czasie on mnie szukał i akurat był w garażu kiedy JA wychodziłem. Nakrył mnie, a ja mu wszystko wyjaśniłem. Od wtedy zaczął dla mnie projektować nowe maszyny na zamówienie. - wyjaśnił kolejną sprawę.
- Chociaż tyle wiemy... - westchnęła rudowłosa.
- Nie żeby coś, ale czy z wami nie było Tyler'a? - spytał Ell. Spojrzałem na niego zaciekawiony. Faktycznie...
- Nie ma go tu.. - powiedziała brunetka rozglądając się dookoła.
- Poszukam go. - zaoferowałem i wybiegłem z pomieszczenia do garażu. Tyler nawiał, tak? Muszę sobie z nim porozmawiać. Z garażu udałem się do ogrodu. Przyległem do ściany domu, gdy usłyszałem męski głos. Nie ładnie podsłuchiwać, ale niestety... mam to po Laurze.
- Świetnie. Jasne wszystko pod kontrolą.... Tak. Możecie... Debilu teren jest czysty... Wszystko według planu... Trzymaj się tego planu!... Nie moja wina, że dzieciak dał Ci w jaja, sam bym Ci dał!... Dobra... Do zobaczenia James... - usłyszałem jak się rozłącza. Z kim on tak gadał? Zanim się zorientowałem uderzyliśmy w siebie swoimi ciałami.

*Tyler*
- Ross... - syknąłem.
- Tyler... - odpowiedział mi tym samym tonem blondyn.
- Nie ładnie podsłuchiwać. - warknąłem.
- Nie ładnie kłamać! - krzyknął blondyn. - czego od nas chcesz?!
- Domyśl się. - mruknąłem uwodzicielsko. Blondyn zacisnął pięści i rzucił się na mnie. Przeturlaliśmy się kawałek po ogródku. Blondyn był na mnie.
- W życiu nie zgodzę się na to! - krzyknął. Odwróciłem się na niego.
- Mnie to nie obchodzi! Ja nie chcesz to sam sobie ją wezmę!
- Nie masz prawa!
- Może i nie mam, ale prędzej czy później dopadnę ciebie i Twoją rodzinę! Zobaczysz... Pożałujesz tamtego dnia, gdzie nie pozwoliłeś mi dokończyć mojego planu. Pożałujesz wszystkiego w Twoim życiu! ZAŁATWIĘ CIĘ! A jeśli powiesz coś o tym komukolwiek to wiedz, że zemszczę się na Twojej rodzinie. Rozumiesz?! Z A B I J Ę każdego kogo kochasz! Riker'a! Rydel! Vanessę! Ellington'a! Joachima i Amandę! A na samym końcu Laurę i jej dziecko! Żebyś widział jak cierpi!
- Ty jesteś psychiczny! - krzyknął niemalże piskiem. Uśmiechnąłem się wrednie.
- Może i jestem. JA SIĘ NIE PODDAM! - krzyknąłem i zerwałem się. Przeskoczyłem przez płot i wylądowałem na ulicy. Blondyn biegł za mną. Wskoczyłem w krzaki niedaleko domu Lynchów. W nich znajdował się motor. Motor Joachima. Odpaliłem maszynę i wystartowałem. Blondyn został z tyłu i dam sobie głowę uciąć, że wyklinał mnie w myślach. Uśmiechnąłem się do siebie. Przejechałem na czerwonym świetle przed ciężarówką. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, wybrałem numer i przystawiłem do ucha. Drugą ręką trzymałem kierownicę i prowadziłem motor.
- Halo? - usłyszałem głos Nancy. Nancy Switer.
- Zmiana planów. Zmieniamy magazyn. - powiedziałem do słuchawki.
- Gdzie tym razem? - spytała. Zamyśliłem się chwilkę. Na przecież!
- Magazyn w strasznym lesie po drugiej stronie stanów. - zadecydowałem.
- Ale to przecież mile! - krzyknęła, aż zatłumiła pracę silnika.
- To ja tu decyduję! Wykonać!
- Tak jest! - powiedziała i rozłączyła się. I o to chodzi.
***
Hey People!
Otóż jestem mądra. Dlaczego?
Sashy zgrała sobie wirusa na komputer! :D jeee!
A to wszystko przez te piosenki z lat 80 mojej mamy! Życzę Ci aby Twoje dziecko było tumanem! A chwilka to ja -.- hi.. hi.. Nie smieszne.
Dobra, bo mi odwala xD.
Piszcie co sądzicie o rozdziale, a ja lecę do bloga Magic. Sam rozdział się tam nie wklei xD.
Pozdrawiam,
Sashy :*

środa, 2 września 2015

Rozdział 9 What's the secret?

*Joachim*
Przedzieraliśmy się przez las. Nie dość, że zaparkowaliśmy centralnie przed tym lasem to przedzieramy się jeszcze przez zarośla, krzewy i choinki. Nie sądzę, żeby porywacze szli akurat TĄ drogą. Na pewno gdzieś jest jakaś poboczna uliczka.
- Tyler co ty robisz z tym telefonem? - spytała Amanda. Spojrzałem zza ramienia na dwójkę za mną. Przede mną był Ross z Laurą.
- Nie ma tu zasięgu. Nie mogę do rodziców SMS'a wysłać.. - mruknął. Nagle usłyszałem wibracje. Jego ekran się zaświecił. Nie ma zasięgu, hę? - O! I jest.
- Serio? - mruknąłem do siebie. Przedzierałem się za małżeństwem Lynch.
- Coś mi nie gra... - zaczął Ross.
- Mi również. - dodała Laura i wzruszyła dodatkowo ramionami. Też mam takie dziwne uczucie... Jakby coś było nie tak.
- Ej to tutaj! - krzyknął Tyler czym mnie zaskoczył. Przed nami ukazał się stary, opuszczony magazyn. Budynek wyglądał jakby ledwie stał. Białe ściany były obdrapane z tynku i farby. W niektórych panelach były dziury. Magazyn był wysoki na dwa piętra oraz bardzo obszerny. Weszliśmy do środka. Było tu pusto. Przez dziury do środka dostawało się światło. Tak jak wcześniej mówiłem były tu dwa piętra. Na samym środku były kręcone metalowe schody na poszczególne piętra. My znajdowaliśmy się na parterze, który do przytulnych nie należał. Zakurzone miejsce. Pod ścianą naprzeciwko wejścia było wielkie biurko, na którym znajdowały się różne metalowe przedmioty. Coś jakby niedokończone wynalazki. Po prawej były półki i zakurzony komputer. Wątpię, żeby działał. A po lewej znajdowały szafki, w których były ubrania. Co to za miejsce? Na pierwszym piętrze były pokoje. Normalne pokoje do zamieszkiwania. A było ich sześć. Wszystkie były zakurzone. W każdym znajdowały się dwa materace, szafka, stara lampka oraz drugie drzwi prowadzące do małej "łazienki". W łazienkach wielkości kontenera na śmieci była toaleta oraz prysznic. Podłoga była z drewna i z każdym naszym krokiem skrzypiała. Trzecie piętro przeraziło nas wszystkich. Było tutaj wszystko od noży i siekier aż po kajdanki, i bicze. Co to za nora?! Udaliśmy się na parter. Ross usiadł do komputera.
- Nie sądzę, żeby on dzia... - zacząłem mówić, ale przerwał mi odgłos włączanego Windowsa. - kto by pomyślał...
- Kurczę.. Jedno konto i jedno hasło. - mruknął blondyn.
- Za te hasło może robić miliardy słów i liczb. Potrzeba by było jakiegoś hacker'a. - powiedział Tyler.
- Znam takiego jednego. - Powiedziała ze śmiechem Amanda.
- Ja też. - zawtórowała jej Laura. Przestały się śmiać i spojrzały na siebie z przerażeniem.
- Ellington! - krzyknęły na raz.
- Właśnie przydałby się! - dodał Ross. Chwilka... Gdzie jest.. Ell?
- O cholera Ell został w domu?! - spytałem łapiąc się za włosy.
- Na prawdę?! Zaginęła Wam trójka dzieci. TRÓJKA. A w domu został SAM JEDEN Ratliff? - spytał w szoku i z przerażeniem Cross.
- Musimy po niego jechać! - krzyknął Ross.
- A komputer? - spytałem.
- I tak nie znam hasła! - zaczął się ze mną kłócić.
- No to spróbuj coś wpisać!
- A Twój brat nie jest ważny?!
- Jest!
- No właśnie!
- Wpisz to hasło!
- Ale przecież go nie znam!
- A jakie jest Twoje hasło do telefonu?
- Laura...
- To wpisz 'Laura' tumanie! - krzyknąłem, a zrezygnowany blondyn wpisał hasło 'Laura'. Zaciekawiające jest to, że okazało się poprawne.
- To jakieś jaja.. - mruknęła Laura.
- Kliknij to. - poradziła Amanda. Ross wszedł w dany plik. Był tam plan.. Plan jak porwać dzieciaki.
- O Boże... - brunetka zasłoniła usta dłonią. Podobnie zrobiła Am.
- Skopiuj to. - polecił brunet. Blondyn spojrzał na niego zdziwiony, ale zrobił tak jak kazał. Może Tyler jednak nie jest zły? Ale on mi zabierze Amandę! Wyłączyliśmy komputer. Czyli wiemy jedno: porywacze na pewno tu byli.
- A teraz wio do domu! Ratliff jest sam! - krzyknęła Amanda. - Jeśli się nie ruszycie to Wam nogi z części tylnej powyrywam!
- Szybciej! - poganiała Laura. Zaczęliśmy biec tą samą trasą. Mam nadzieję, że Ell'owi nic nie jest.

*Amanda*
 Wbiegliśmy szybko do domu i zaczęliśmy się po nim gorączkowo rozglądać. Nie było śladu po moim bracie.
- Ellington!!! - krzyknęłam w głąb domu, ale odpowiedziała mi cisza. Boże jacy my jesteśmy głupi.
- Nie ma go tu... - powiedział Tyler.
- Spostrzegawczy jesteś! - prychnął Jo.
- To nie pora na kłótnię. - wtrącił się Ross i westchnął. - Może jest u Was w domu?
- Możliwe! - krzyknęłam i pobiegłam do swojego mieszkania. Zamiast otwierać furtkę jak człowiek po prostu przeskoczyłam przez płot. Wszystko fajnie, tylko szkoda, że zahaczyłam się butem o durną drewnianą deskę... Wylądowałam twarzą w trawie, a nogi jakimś cudem miałam nad sobą.
- O rany Amanda! Nic Ci nie jest?! - spytała Laura, która O T W O R Z Y Ł A furtkę. Czemu ja nie jestem taka mądra? Brunetka podbiegła do mnie i pomogła mi wstać. Za nią ciągnęli się chłopcy. Gdy stałam na nogach ponownie pobiegłam w stronę domu. Otworzyłam drzwi balkonowe i wbiegłam do salonu. Zaczęłam nawoływać Ell'a, ale odpowiedzi nie było. Wbiegłam po schodach do jego pokoju. Jak zwykle był tutaj bałagan. Zielone ściany były poobklejane zdjęciami oraz plakatami samochodów i motorów, na białej wykładzinie walały się jego cuchnące ubrania takie jak bokserki czy przepocona koszulka. Łóżko nie było zaścielone, a dodatkowo było na nim pudełko po pizzy. Na biurku stał komputer a wokół niego były  porozrzucane kartki i ołówki. Szafa była otwarta, a z niej wywalały się ubrania, również na wykładzinę. Jedyne co tu było w porządku to nienaruszona półka z książkami (oj tak Ell nie lubi czytać...) oraz jego biało-turkusowa łazienka. Chwilka... pizza? Podeszłam do pudełka i je otworzyłam. W nim znajdywał się jeszcze ciepły, niedojedzony kawałek fastfood'a. Ellington'ie Lee Ratliff'ie masz przerąbane. Pewnie mi menda kasę z pozytywki zabrała! Omijając zdziwionych przyjaciół, chłopaka i brata ruszyłam do siebie. Mój pokój był pomiędzy drzwiami do sypialni Ell'a oraz Joachim'a. W moim kremowym pokoju panował porządek. Ciemne płytki nie były zaśmiecone, w szafie wszystko poukładane, łóżko zaścielone, fioletowy dywan odkurzony, biurko czyste tylko z komputerem, notatnikiem i długopisem, półki z książkami nie zakurzone, a w komodzie posegregowane kosmetyki. W mojej biało-różowej łazience jest taki sam ład i porządek. Na samym wierzchu komody była pozytywka. Otworzyłam ją. Tak myślałam... Brakowało 40 dolarów. Czyli ten pasożyt jest w domu.
- Amanda? - spytał Tyler. Wkurzona zeszłam na dół do salonu, a reszta za mną.
- ELLINGTON MASZ PRZERĄBANE! - wrzasnęłam.
- On tu jest? - zainteresował się mój brat.
- Tak! Ciepła pizza i zniknięcie moich 40 dolarów robi swoje! - odezwałam się.
- Ty musisz zostać detektywem. - powiedział zszokowany Ross.
- Jo wiesz gdzie on może być? - spytała się Laura patrząc na bruneta. On spojrzał natomiast na Ross'a. Oboje kiwnęli głowami i ruszyli w stronę garażu. Oczywiście ja, Lau i Ty poszliśmy za nimi. Mój brat otworzył garaż, ominął samochód i zaczął stukać po ścianie. Aha... dobra to ma sens. Jaaasne.. to nie ma wcale sensu!
- Co ty robisz? - zdziwił się Cross.
- Cicho! - warknął Joach. Zaczął wystukiwać jakiś rytm, a po chwili w ścianie pojawił się prostokątny otwór, a z niego wysunął się czerwony guzik. Blondyn go nacisnął, a cala ściana z narzędziami przesunęła się do dołu (zniknęła w podłodze). Moim oczom ukazało się pomieszczenie, a w nim Ellington pracujący nad motorem!
- CO TO MA BYĆ?! - wrzasnęłam razem z Laurą. A wszyscy spojrzeli na nas.
***
Hey People!
Przepraszam za brak rozdziału w Niedziele na tym blogu i na Magic, ale szkoła. xD
Rozpoczęcie itp., itd. Wiadomo o co chodzi xD
Rozdział dedykuje wszystkim, którzy przeczytali poprzedni rozdział. :D
Pozdrawiam,
Sashy ♫